Inlägg publicerade under kategorin Wypalenie

Av Kasia - 24 januari 2016 19:22

Od tygodnia pracuję. A ściślej ćwiczę pracowanie.


Po trzech latach wypalenia zawodowego. Po jednej nieudanej próbie powrotu do zawodu. Po ponad rocznym, bardzo delikatnym, powolnym wdrażaniu się w obowiązki dużo mniej skomplikowane niż moja własna praca postanowiłam spróbować jeszcze raz.


Pierwszy tydzień pracy zbiegł się z urodzinami mojego Syna.

W sobotę niewielka grupka dzieci zawładnęła na kilka godzin naszym domem. Były wrzaski, bieganie, dyskoteka i tort inspirowany Gwiezdnymi Wojnami:

 

A wieczorem niespodzianka od męża. Kolacja dla dwojga w bardzo romantycznym miejscu na Sztokholmskiej Starówce. #LeRouge.


Oto kilka zdjęć z wartego odwiedzenia miejsca:

         

Wężymord czarny ze szpinakiem i jajkiem w koszulce. Cudo nie tylko dla oka.

 

ETC - espresso, trufla czekoladowa i cognac na deser.


A na koniec spacer przez zaśnieżone miasto w Całkiem Fajnym Towarzystwie.

 

***


Jedna z najważniejszych lekcji, jaką biorę ze sobą z tego wypalenia, to to, że nawet miłe zajęcia kosztuja dużo energii.

Ziewam aż mnie bolą szczęki i mówię Dobranoc Państwu.


Dom

Av Kasia - 27 december 2015 17:38

Dom.


To tam, gdzie stale wracamy...?

Czy tam, gdzie stale jesteśmy...?


Każdy skądś się wywodzi. Gdzieś przynależy. Jest częścia jakiejś większej układanki. Od której nierzadko próbuje się uwolnić przez całe życie. Od której ucieka. Bez skutku.


Bo nierzadko to, co nas najbardziej dręczy, podąża za nami jak cień. W nowe miejsca. W nowe związki. Na kolejne stanowiska pracy.

***

Od prawie piętnastu lat mam dwa domy.

Przez pierwsze lata oddalenia od domu rodzinnego w Polsce dużo płakałam. W święta, w urodziny najbliższych, swoje. I w zwykłe dni.

Płakałam wracając z krótkich wizyt w Polsce. Kurczyłam się w sobie w drodze powrotnej, uczyłam się za każdym razem od nowa nie być tam, żeby móc być tutaj. 


Potem było sporo irytacji. Oddalenie geograficzne miało oddalić mnie intelektualnie i poglądowo od "starej" ojczyzny. Zmieniłam się. Straciłam cierpliwość do dawnych, skostniałych konstelacji. Wyrosłam z nich. Jak mi się zdawało. Bardzo się męczyłam nie przynależąc już tam, i nie do końca będąc w domu tutaj.


Dziś, po długiej, wyboistej drodze, i wielu refleksjach nad samą sobą myślę, że mój DOM jest we mnie.

Że to ja DOM przynoszę ze sobą na każde spotkanie z drugim człowiekiem. Bez względu na miejsce. Bez względu na fizyczne oddalenie od tej strefy bezpieczeństwa, którą gdzieś tam sobie przez lata umościłam.

Dzieki temu wszędzie mogę być U SIEBIE.

 

Czuję się wielką szczęściarą i uśmiecham się pod nosem za każdym razem, gdy wieszam moją koszulę nocną na drzwiach łazienki w domu rodzinnym. Tuż obok szlafroków mamy i taty.

Czuję się taką samą szczęściarą, kiedy mogę z takim samym uśmiechem zapiąć pasy w samolocie unoszącym mnie nad wielkim morzem.


Wydaje mi się, że to się nazywa.... wolność. Free-DOM.

 

     


Życzę Ci, Najdroższy Czytelniku, poczucia przynależności do siebie, gdziekolwiek jesteś. I o czym kolwiek ukradkiem marzysz na zbliżający się wielkimi krokami nowy rok.

/K

  



Av Kasia - 14 december 2015 11:51

- Cześć, gdzie robicie w tym roku święta? - brzmi znajomo?


Nie RÓB Świąt. Przeżywaj je!


Jestem monotematyczna, jak ten proboszcz, który powtarzał co niedziele to samo kazanie.

Zapytany dlaczego odpowiedział: skoro nikt i tak nie zmienia swojego zachowania, to po ca ja mam zmieniać kazanie :)

Ja bym tę myśl rozwinęła: raczej jest tak, że to, co co się ułyszy kilka razy głębiej zapada w pamięć.

Albo wreszcie pada na podatny grunt i dociera do nas.


Wiele razy tego doświadczałam podczas walki z wypaleniem. I nadal potrzebuję przypominania, pomocy w ustawianiu priorytetów etc. zwłaszcza w czasie przedświątecznym.


Dlatego będę Cię męczyć i marudzić aż do Gwiazdki! Przypominać! (Równiez sobie!) - Nie ma za co! ;)

 

Przyznaje się, wczoraj zemdlałam prawie do łóźka wieczorem. Po 5-6 godzinach na nogach w kuchni. Miałam wiele radości gotując dla Przyjaciół i razem z nimi przygotowując świąteczne wypieki. Rozmawiając, śmiejąc się. Wspólnie.

Czy żałuję? Absolutnie nie! Ale to dlatego, że pozwoliłam sobie po wszystkich atrakcjach położyć się wcześnie aby zdążyć naładować akumulatory na nowy tydzień.


A do tego moja niezastąpiona M obdarowała mnie cudnym prezentem, który teraz siedzi obok mnie i przypomina....

 

... O tym, w jakim stylu chcę przeżyć te Święta. 


Dziękuje M   


Życzę Wszystkim przyjaciół, którzy wiedzą, co jest dla nas najlepsze, jeśli my sami nie zawsze o tym pamiętamy. Którzy staną i zmyją naczynia jak będzie trzeba. Spontanicznie pożyczą czapkę Mikołaja. I tysiące innych...

Ludzi, przy których nie trzeba zgrywać bohatera i z którymi się przeżywa rzeczy, a nie tylko je ROBI.


Do usłyszenia!

/K


Av Kasia - 10 december 2015 19:42

Kochani,

dla Klubu Polki na Obczyżnie napisałam pewien tekst. O Miłości.
Dziś go opublikowano.
Zapraszam Was najgoręcej do przeczytania. Podobno warto dwa razy.
Tekst znajduje się pod tym linkiem

  

/Kasia

Av Kasia - 8 december 2015 08:17

Polacy są bardzo dumni z tego powiedzenia:

Not my cirkus, no my monkies./Nie mój cyrk, nie moje małpy!


A ono reprezentuje niestety kilka pułapek myśowych.


Życie/codzienność to nie jakieś tam przedstawienie. Biada temu, kto operuje na codzień z pozycji zabawiacza publiczności.


Biada nam wszystkim, jeśli drugi człowiek nie zwróci swojej wrażliwości w naszą stronę tylko dlatego, że nie należymy do jego cyrku i nie ponosi na nas jakiejś tam formalnej odpowiedzialności.


Kolejna pułapka jest taka, że wydaje nam się, że nasze "małpy" nas definiują. Że ich słabości rzucaja cień na nas samych. Jak rozbrykane dzieci zawstydzają rodziców, bo przecież mogli lepiej wychować...


Mój problem polega na tym, że ja się na co dzień angażuję w życie małp z innego cyrku. Bo tak dawno temu wybrałam. Zabrałam się do tego zadania jakby małpy były moje. A nie są.

Potrzebowałam się wypalić i spędzić setki godzin przez ostatnie trzy lata na rozmowach z madrymi ludźmi aby zrozumieć, że za wszystko i wszystkich nie można bezustannie brać odpowiedzialności.

Tak więc gdy nie-moja-małpa po raz setny w tym semetrze zapomina nastawić budzika i spoźnia się do szkoły; z namaszczeniem robi makijaż i przebiera się trzy razy mimo, że zaczęły się już lekcje... to przypomina mi się to powiedzenie. I chociaż go nie znoszę powtarzam sobie pod nosem jak mantrę: nie twoja małpa, nie twoja małpa... i próbuję rozluźnić zaciśnięte szczęki.

Ja zrobiłabym inaczej. Ja wychowałabym inaczej. A nie mogę. I dziś już nawet nie chcę. Cena jest za duża.


I może to powiedzenie dlatego mnie tak wkurza, i prowokuje.


A do tego ta druzgocząca myśl: a może ta "małpa" ma rację? Może nie ma się gdzie spieszyć? Może nic nie jest ważniejsze od zachowania spokoju?


Jak myślisz?

Av Kasia - 27 november 2015 17:23

Wreszcie weekend. Kultywujesz perfekcjonizm czy odpoczywasz?

Do porannej kawy proponuję refleksje na temat jakim jesteś partnerem:


Czasy się zmieniają.


Jeszcze niedawno sexy były akry i jedyny telefon we wsi.

Własne M4 albo działka pod budowę domu na rogatkach średniej wielkości miasta.

Długie włosy i krągłe piersi jako symbol płodności.

Silne ramiona i chęć do pracy "na gospodarce".

Potem przyszedł czas na dyplomy, stanowiska i samochody służbowe.


Już wkrótce, a może gdzie niegdzie już dziś, SPOKÓJ i - tak myślę - jakieś wewnętrzne ukontentowanie i rozluźnienie będą najbardziej atrakcyjne dla płci przeciwnej.


Pamiętam siebie sprzed trzech lat. Ba! Pamiętam siebie jako spiętą "dwudziestkę plus", która nie umiała się zrelaksować, która nie umiała cieszyć się chwilą. Która śmiertelnie poważnie traktowała wszystkie swoje problemy i niepowodzenia. Wszystkie przedsięwzięcia. Siebie samą.


Dziś wiem, jaka to była potworna strata czasu i energii.

Dziś nie jestem już taka kategoryczna w moich roszczeniach w stosunku do świata. Ani w stosunku do samej siebie. Perfekcjonizm uważam za wadę uniemożliwiającą wartościowe życie.


Wypalenie i lata pracy na zgliszczach samej siebie daje rezultaty.


Odkąd stałam się łagodniejsza dla siebie, stałam sie też miętsza i bardziej wyrozumiała dla mojego otoczenia. Piękniejsza jako osoba, życiowy partner.


Bo człowiek wiecznie niezadowolony z siebie rzadko się uśmiecha, rzadko chwali innych. Nie potrafi wybaczać potknięć drugiemu człowiekowi. Ba! Nie potrafi potknięć wybaczyć sobie. Przenosi własną potrzebę bycia idealnym na swoje otoczenie (jesli Ciebie wybrałem/wybrałam, musisz być jednym z wielu przykładów mojej nieomylności i perfekcjonizmu). Życie z takim człowiekiem, to koszmar.


Wiem, bo takim człowiekiem byłam. Dziś nadal się potykam, wplątuję się czasem w sidła starych przyzwyczajeń, ale nie pozwalam się im pochłonąć bez reszty. Dziś w brudnej kuchni czuję się tysiąc razy bardziej sexy, niż wtedy, kiedy lśniła czystością a ja byłam wykończona i zgorzkniała. Dziś zakładam nogi na stół, patrzę na mężą, WIDZĘ go, słucham w tych krótkich chwilach, które spędzamy razem w naszym zabieganym życiu. Dziś kredki mieszają się z oblizanymi widelcami na kuchennym stole a ja nie dostaję palpitacji serca. Przygaszam światło, zapalam świeczki i JEST DOBRZE.

 

(Komu skoczyło ciśnienie?)

 

Dziś nie interesuje mnie wygranie żadnego wyścigu. Dziś cieszy mnie, że startuję. Że nie biegnę sama. Że biorę udział na własnych warunkach. Nie biczuję się gdy muszę z jakiegoś powodu przerwać w połowie. Poprosić o pomoc, czasem nawet wycofać się. Nie jestem z tego powodu mniejszym człowiekiem.

Jestem człowiekiem bardziej ludzkim, i to jest atrakcyjne.


  


p.s Dla ścisłości, ja też - jak większość z nas - nie lubię, gdy jest brudno.

Różnica polega na tym, że dziś bardziej niż sterta niepozmywanych naczyń przeszkada mi brud w mojej głowie i tym się w pierwszym rzędzie zajmuję. Polecam :-*

Av Kasia - 25 november 2015 14:12

Stoję na rozdrożu.

Znowu.

Czas decyzji.

Czas wykraczania poza granice strefy komfortu. Śmieszne, bo w tej obecnej strefie niby-komfortu trudno mówić o wygodzie.

Już na samym poczatku słyszałam, że ta droga będzie wyboista.

I jest.


Dlatego mało jest teraz spokoju ducha na pisanie. Na dzielenie się.

Do tego to powracające falami uczucie, że NIE WIEM NIC. 


Do tego nowa fala bólów głowy i słaby kontakt z naprężonym jak struna ciałem.

Na szczęście jest Yoga, do której zawsze można wrócić. Rozwinąć matę i rozpocząć tam, gdzie się poprzednim razem skończyło...


Bo nie jest źle. Jest cholernie dobrze. Tylko ja chcę to CZUĆ, chcę być w tym OBECNA tak bez wysiłku, naturalnie, łagodnie.


Cóż. Nadal się uczę....


Jak się nie da drzwiami, trzeba znaleźć okno...

 


  


Av Kasia - 2 november 2015 22:18

För att fira treårsjubileum med utmattningssyndrom åkte jag med hela familjen på solsemester...

Trzeci jubileusz wypalenia świętowałam z rodziną na słonecznych wakacjach...

 

Visst. Jag har från dag ett försökt se den här skiten som min chans till att återfå greppet om hela mitt liv. Eller kanske att FÅ det för första gången...

Jag har i över 1000 dagar kämpat på utan att alla gånger förstå vad jag höll på med.

Jag har fått enorm mängd hjälp från en massa duktigt folk som brydde sig. Men de viktigaste, största stegen i min rehabilitering fick jag kämpa för och ta själv.

Idag har jag påbörjat förhoppningsvist det sista. Var hamnar jag efter detta? Vi får se... (som en helt underbar Granne till mig så klokt och eftertänksamt brukar säga :)

Jak inaczej. Od początku cały ten cyrk traktuję jako moją szansę na odzyskanie sensu egzystencji. Właściwie po raz pierwszy NADANIE jej tego sensu, zrozumienie go.
Przez te minione TYSIĄC dni ani razu nie poddałam się poczuciu beznadziei. Walczyłam nawet, gdy nie rozumiałam do końca co robię.

Ilość pomocy i serca jaką dostałam i dostaję nadal od ludzi zapiera dech w piersiach. Jednak najważniejsze kroki w procesie rehabilitacji stawiałam sama.

Dziś być może weszłam na ostatnią prostą. Gdzie mnie doprowadzi? Się zobaczy... (jak mówi czarująca i bardzo mądra moja sąsiadka :)

  

Jag har hittills försökt konstant att LAGA mig själv.

Nu kanske är det dags att börja jobba med att ACCEPTERA gåvorna jag föddes med.

Så jag håller i mig och försöker att följa med i gunget. Att inte kämpa emot. Att inte bli missmodig när jag faller. För falla gör jag som självaste fan!

Men jag skakar av mig dammet, reflekterar, och hoppar på igen.

Do tej pory starałam się ZREPEROWAĆ siebie.

Być może nadszedł czas AKCEPTACJI tego, co jest. Tego, kim jestem.

Trzymam się więc mocno na huśtawce świata. Unoszę się nie opierając się pędowi wiatru. Nie ma dramatu, kiedy spadam. A robię to ciągle, z hukiem i piruetami.

A potem otrzepuję się, wyciągam wnioski i wsiadam.


Som en växt i mitt fönster som helt enkelt vägrar att dö.

Jak ta pelargonia na moim parapecie, zwyczajnie nie daję się wykończyć.

 

Under det gamla, torra och skrynkliga växer det nya och friska. Hela tiden.
Pod tym co stare, zeschnięte i niepotrzebne regeneruje się zdrowy, nowy pęd. Pęd do życia.

 

  

Presentation


Embracing the NOW, Zebra-style.

Links

Ask Kasia

16 besvarade frĺgor

Latest Posts

Categories

Archive

Guest Book

Calendar

Ti On To Fr
       
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
<<< Juli 2016
>>>

Tidigare år

Search

Statistics


Ovido - Quiz & Flashcards