Inlägg publicerade under kategorin Wdziecznosc

Av Kasia - 10 december 2015 19:42

Kochani,

dla Klubu Polki na Obczyżnie napisałam pewien tekst. O Miłości.
Dziś go opublikowano.
Zapraszam Was najgoręcej do przeczytania. Podobno warto dwa razy.
Tekst znajduje się pod tym linkiem

  

/Kasia

Av Kasia - 14 november 2015 09:32

Nie znam się na polityce. Nie znam się na walce z terroryzmem.

Ale znam się trochę na walce z poczuciem bezradności i z rozbrajaniem ładunków nieprzebranej złości wynikającej m. in. z poczucia niesprawiedliwości.


Na świecie dzieją się rzeczy niewyobrażalne. Ludzka nienawiść nie zna granic.

Tak samo jak nasz ludzki lęk o najbliższe, ukochane osoby. I o swoje własne życie w sytuacjach takich, jak ta, która miała miejsce dziś w nocy, w Paryżu.

W mieście kojarzonym na całym świecie z romantyzmem, pysznym, luksusowym jedzeniem, winem, modą. Dziś to miasto tonie w bezsensownie rozlanej krwi niewinnych ludzi, tonie w rozpaczy.

 

Autor #jean_jullien


Cały świat tonie w rozpaczy i lęku, kto będzie następny?

Jak żyć dalej, jak odważyć się wyjść za próg własnego domu? Jak przetrwać chwile, kiedy Twoje dziecko jedzie metrem, jest w centrum dużego miasta i spóźnia się o kwadrans? Jak nie zwariować ze strachu?


Myślę, że jedyny sposób to jeszcze bardziej cieszyć się życiem. Każdą chwilą, którą mamy. Każdym spotkaniem z bliskimi. Dotykiem ciepłej dłoni, spojrzeniem pełnym troski. Smakami, dźwiękami, barwami. Powietrzem, wiatrem, deszczem.


Czasem mówią, żeby żyć, tak, jakby nie było jutra. Sparafrazuję to:


Żyj, jakby było tylko DZISIAJ. Jakby istniała tylko ta chwila. Ten uśmiech, ta łza, ten łyk gorącej kawy.


Zamiast "nie dajmy się zastraszyć terrorystom" mówię: skoncentrujmy się na życiu, które TRWA. Złóżmy hołd tym, którzy zginęli dziś w nocy w Paryżu, i cały czas giną bezsensownie na całym świecie, żyjąc niajpiękniej jak umiemy.


Ja będę dziś piekła francuskie rogaliki z jagodami, które kocha mój Syn. Pójdę do lasu.

Bo ludzkiej nienawiści nie da się ani zrozumieć ani pokonać. Można ją tylko równoważyć najlepszym na co nas stać.


Peace   

Av Kasia - 2 november 2015 22:18

För att fira treårsjubileum med utmattningssyndrom åkte jag med hela familjen på solsemester...

Trzeci jubileusz wypalenia świętowałam z rodziną na słonecznych wakacjach...

 

Visst. Jag har från dag ett försökt se den här skiten som min chans till att återfå greppet om hela mitt liv. Eller kanske att FÅ det för första gången...

Jag har i över 1000 dagar kämpat på utan att alla gånger förstå vad jag höll på med.

Jag har fått enorm mängd hjälp från en massa duktigt folk som brydde sig. Men de viktigaste, största stegen i min rehabilitering fick jag kämpa för och ta själv.

Idag har jag påbörjat förhoppningsvist det sista. Var hamnar jag efter detta? Vi får se... (som en helt underbar Granne till mig så klokt och eftertänksamt brukar säga :)

Jak inaczej. Od początku cały ten cyrk traktuję jako moją szansę na odzyskanie sensu egzystencji. Właściwie po raz pierwszy NADANIE jej tego sensu, zrozumienie go.
Przez te minione TYSIĄC dni ani razu nie poddałam się poczuciu beznadziei. Walczyłam nawet, gdy nie rozumiałam do końca co robię.

Ilość pomocy i serca jaką dostałam i dostaję nadal od ludzi zapiera dech w piersiach. Jednak najważniejsze kroki w procesie rehabilitacji stawiałam sama.

Dziś być może weszłam na ostatnią prostą. Gdzie mnie doprowadzi? Się zobaczy... (jak mówi czarująca i bardzo mądra moja sąsiadka :)

  

Jag har hittills försökt konstant att LAGA mig själv.

Nu kanske är det dags att börja jobba med att ACCEPTERA gåvorna jag föddes med.

Så jag håller i mig och försöker att följa med i gunget. Att inte kämpa emot. Att inte bli missmodig när jag faller. För falla gör jag som självaste fan!

Men jag skakar av mig dammet, reflekterar, och hoppar på igen.

Do tej pory starałam się ZREPEROWAĆ siebie.

Być może nadszedł czas AKCEPTACJI tego, co jest. Tego, kim jestem.

Trzymam się więc mocno na huśtawce świata. Unoszę się nie opierając się pędowi wiatru. Nie ma dramatu, kiedy spadam. A robię to ciągle, z hukiem i piruetami.

A potem otrzepuję się, wyciągam wnioski i wsiadam.


Som en växt i mitt fönster som helt enkelt vägrar att dö.

Jak ta pelargonia na moim parapecie, zwyczajnie nie daję się wykończyć.

 

Under det gamla, torra och skrynkliga växer det nya och friska. Hela tiden.
Pod tym co stare, zeschnięte i niepotrzebne regeneruje się zdrowy, nowy pęd. Pęd do życia.

 

  

Av Kasia - 18 oktober 2015 15:11

W piatek pisałam, że warto być wdzięcznym za to, co jest, bo życie może nam zagrać na nosie w każdej chwili.


I zdaje się, że przynajmniej w tym miałam rację...

Spotkania z przyjaciółmi nie było. Wielka szkoda. I nagłe takie zawieszenie... co zrobić z całym tym ładunkiem dobrego nastroju, z rzeczami, słowami, którymi już od dawna chciałam się podzielić, przysmakami, które z troską wymyślałam i przygotowywałam. Z niewypitym winem...


Na szczęście aura przygotowała dla nas niesamowity bonus i pocieszenie.

Sobota cała skąpana we mgle.

W niedzielny poranek... a zresztą zobaczcie sami...

       

Obecnie coraz częściej odkładam aparat/telefon i wdycham piękno wszystkimi zmysłami. Zapamiętuję. Dlatego nie wszystko jest udokumentowane na zdjęciach. Ale ten poranny widok, jeszcze przed poranną kawą, chciałam go zatrzymać. Dla siebie na pamiątkę i po to, żeby się podzielić z tymi, którzy walczą z wirusem w czterech ścianach <3

 

A tu juz w drodze do domu, przez porysowaną szybę starej, pożyczonej skody...

Cóż, co ja mam więcej powiedzieć?


Bonus za bonusem! Otwieraj tylko oczy i patrz mały człowieczku na wielkość i piękno tego świata.


Na koniec niedzielny bonus ode mnie.

Jedno z najpiękniejsych wspomnień okresu młodości:

Pieśń Mozarta Ave Verum, którą śpiewałam w chórze jako nastoletni sopran.

Za tymi dźwiękami też kryje się jakaś osobista historia. Ale na to przyjdzie czas innym razem.

...Kiedy wszystkie liście i mgły juz opadnął.


Spektakularnego niedzielnego popołudnia życzę Wszystkim!   

Av Kasia - 16 oktober 2015 14:27

Nie mogę wyjść z podziwu dla tej cudownej złocistej pogody do jakiej mamy teraz szczęści.

Porannego, "chrupiącego", jak to sie tutaj czasem mówi, powietrza.

Mgieł.

Jag kan inte sluta förundras över det vackra, gyllene vädret som vi bjuds på.

Över den krispiga morgonluften.

Dimman.

 

Światła i błękitu jesiennego nieba.

Kolorów listowia. Niby już niepotrzebne, zużyte, przeterminowane, a nadal takie piękne.

Ljuset och klarheten.

De vackra löven. Hur kan något, som är överblivet, gammalt och förbrukat vara så vackert?

  

Dla łaskawości natury, którą traktujemy, jakby nam się należało.

Ale we wdzięczności jesteśmy cholernie powściągliwi.


Lecz niech tylko zacznie padać!


Jag kan inte sluta förundras över allt det som vi får, som om vi på något sätt förtjänat det. 

Trots det tycker jag att vi är i överlag ganska fåordiga när det kommer till att uttrycka sin tacksamhet.

 

Men vänta bara tills det börjat regna!


Mmmm... wtedy, zamiast obrzucać błotem pogodę i się nad sobą użalać można przecież się pocieszyć...

Tak:

Jo! Då kan man ju istället för att klaga på höstvädret förgylla tillvaron med en sådan:

 

Lub tak:

Eller en sådan:

 

A jak przymrozi to nawet tak:

Och när det blir lite mer kyligt kan man äntligen börja med:

 

Bądźmy bardziej wdzięczni za to, co dostajemy.

Za rzeczy małe.

Za to, co jest.

Bo co by było, gdyby i to nam życie odebrało?

W tym "interesie" nie ma gwarancji.

Wszystko jest bonusem. Tak sobie dziś myślę i się uśmiecham. Bo czeka mnie miły weekend. Spotkam przyjaciół.


Jestem wdzięczna na wyrost, ot co!

I życzę Państwu znośnego weekendu.   


Det förändrar så mycket inom oss när vi är tacksamma för allt vi får.

För dem små sakerna.

För det, som vi redan har.

Tänk, om livet krävde oss på det?

Här finns det inga garantier. Det har de flesta av oss fått smaka på redan på ett eller annat sätt.

ALLT är en bonus. Jag ler när jag tänker på det idag. Och jag ser fram emot en finfin helg. Jag ska träffa vänner.

 

Jo. Jag är tacksam i förskott!

Och jag önskar er alla en behaglig helg!   

Av Kasia - 14 oktober 2015 11:45

Gdy się porządnie skoncentruję, to pamiętam jeszcze, jak to było.


O 6.30 rano, w pełnym rynsztunku, z twarzą schowaną za bojowym malunkiem, za wydmuchanym niezdarnie włosem i chmurą perfum, w zsuwających się z tyłka cielistych rajstopach siadać w ciemności na brzegu łóżka Małego Przedszkolaka. Unosić się przez krótką chwilę na fali bezgranicznej miłości, by niemal natychmiast opaść na zamulone dno obawy... czy przetrwam ten poranek? Czy uda mi się po raz kolejny wymanewrować ten rozklekotany wehikuł przez wyjściowe drzwi?

Pamiętam panikę i rosnący puls gdy budzący się Malec był niedospany, niezadowolony. Pamiętam spływający cienką stróżką pod biurową bluzką pot. Pamietam napięcie i bezradność. Pamiętam jakiś tam plan, który miałam w głowie, a którego świat nijak nie chciał się trzymać. A bez tego planu ja nie wiedziałam, co robić. Jak przetrwać zwykły poranek.

Pamiętam, jak chciało mi się czasem płakać. Czasem wyć. Czasem krzyczeć i kopać. I kąsać.

Słowem, spojrzeniem, czasem w myślach nawet czynem...


Tak, jak przez mgłę pamiętam, jak to jest być na granicy wytrzymałości psychicznej.

Jak to jest wychodzić z siebie, bo wszyscy dookoła są tak potwornie głupi(!) i oporni. Bo nie wiedzą, że to ja wiem, co jest dla nich najlepsze. Bo nie grają roli w moim idealnym planie...

Bo się ociągają, opóźniają, nie trzymają się grafiku...


Pamiętam potrzebę kontroli. Dziś powiem  i l u z j ę  kontroli, jakiej potrzebowałam, żeby przeżyć.


Starając się przeżyć, przetrwać, przetrzymać doprowadziłam się nad krawędź przepaści.

Śmieszne, prawda?

Im bardziej człowiek stara się przetrwać tym bardziej umiera od środka.

 

Dziś, trzy lata (prawie co do dnia!) po tym, jak stanęłam nad przepaścią i na moje szczęście zamiast skoczyć rozpadłam się na kawałki... jestem posklejana. I wypełniam dziury.


Nie obca mi jest walka. Lecz inna.

Codzienna, żmudna praca. Dopasowywanie kawałków. Kasacja tego, co mnie tak głęboko unieszczęśliwiało. A ja nie rozumiałam, że sabotuję własne szczęście, że igram z sensem i bezsensem istnienia.

Znajdowanie części zamiennych...

 

Zmiany na poziomie molekularnym się to chyba nazywa.

Bo ciało pamięta, jak reagować na utratę kontroli. Jak się skurczyć.

Zmiana, odnowa, przeflancowanie tej pamięci organicznej zajmuje lata.


Ale to DZIAŁA! I jest tak cholernie warto!!!


To tyle.   

Av Kasia - 30 september 2015 15:10

Mówi się, że życie potrafi zaskakiwać.

Myślę, że śmierć zaskakuje jeszcze bardziej niż życie....


Mówi się, że dopóki trwamy, wszystko można zmienić.

Czasem skłaniam się ku idei, że dopóki trwamy wszystki jeszcze może się spier...


Z tego samego miejsca można mieć taki widok:

...

i taki widok:

...

Trudno jest wierzyć w przeznaczenie, w palec boży, gdy dzieją się rzeczy bezsensowne.


Trudno jest mieć nadzieję na lepsze jutro kiedy dziś pęka serce.


Te kila słów i zdjęcie lipcowego nieba nad Siedlcami dedykuję Człowiekowi o Najcieplejszym Uśmiechu i Najradośniejszych Oczach, jakiego miałam szczęście znać. Widzimy się.


  


Av Kasia - 28 augusti 2015 10:29

Szczęście, że kiedy brakuje słów...

można się wesprzeć obrazem...

Kiedy wewnatrz brakuje spokoju....

 

Można się wesprzeć... k r a j o b r a z e m .

 

Unosić się na wodzie, bez łodzi. To dopiero uspokaja... ;)


Bycie cześcią tego krajobrazu, tej ziemi, to przywilej.


Zamiast kanalizować energie na panice, wybieram dziś  w d z i ę c z n o ś ć , za to, co jest...



Dobrego weekendu, Drodzy.


Love and peace within!   


Presentation


Embracing the NOW, Zebra-style.

Links

Ask Kasia

16 besvarade frĺgor

Latest Posts

Categories

Archive

Guest Book

Calendar

Ti On To Fr
       
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
<<< Juli 2016
>>>

Tidigare år

Search

Statistics


Ovido - Quiz & Flashcards