Inlägg publicerade under kategorin RODZINA

Av Kasia - 14 juni 2015 11:54

Jak mija Wam niedziela?

Czy to, z czym zmagamy się każdego dnia, z czym walczymy marząc o zbliżającym się weekendzie, czy to daje nam więcej i więcej szczęścia? Czy jest kluczem do jego źródeł?

  

Dziś mamy miękkie puchowe poduchy, materace zapamiętujące kształty i cięża naszego ciała...

 

wygodne, szerokie fotele z podnóżkami...

 

wielkie, miękkie sofy...

 

Kina domowe i najlepszy dźwięk...

 

Mamy wszystko...


...Oprócz czasu i spokoju ducha, żeby się tymi dobrami delektować...


Może gdybyśmy żyli prościej, wolniej?

Jak dawniej. Nie gonili za tym, co i tak nie daje nam więcej szczęścia a istnieje po to, żeby nas zaślepić, zagłuszyć, i wzbogacić kogoś innego...


Może bylibyśmy szczęśliwsi?

A dokładniej może łatwiej byłoby nam DOTRZEĆ do ŹRÓDŁA szczęścia, które i tak cały czas bije w nas. Niezależnie od tego, czym się otaczamy, ile robimy, załatwimy, odhaczymy na liście zadań...


Taka myśl na koniec weekendu. Zrodzona z podróży do źródeł w Fińskiej Ostrobotni, skąd pochodzą przodkowie mojego Męża, pradziadowie mojego Syna, który nosi ku ich pamięci imię Aarne.


Taka myśl zrodzona między rzędami skromnych nagrobków, w czasie poszukiwania tego jednego jedynego najważniejszego kamienia ze znajomym nazwiskiem.


Taka myśl zrodzona w drodze. W spotkaniu między pokoleniami, w spotkaniu starego i nowego.

 

Czy poprzez wszystkie nasze codzienne starania rzeczywiście stajemy się szczęśliwsi?


Szczęśliwszej niedzieli Wszystkim   

Av Kasia - 8 juni 2015 11:19

Mam nadzieję, że długi weekend Was rozpieszczał, dziewczynki i chłopcy!


Od dłuższego czasu rozmyślam nad faktem, dlaczego mężczyźni są tzw. grupą niedoreprezentowaną w tych okolicznościach i miejscach, w których ja się przez ostatnie lata rozbijałam.

Nie widać ich prawie w poczekalniach klinik zajmujących sie stresem, w poczekalniach u terapeutów, u fizykoterapeutów czy w studiach yogi.


Dziwne, bo mężczyźni też maja przecież uczucia, jak na przykład głód... - jak to mój drogi mąż czasem powiada. 

  

Nie chcę psuć nastroju tak od poniedziałku ale liczba osób, które ginie w Polsce z własnej ręki jest większa od liczby ofiar wypadków drogowych. (Tak samo jak i w Szwecji).

Do grupy największego ryzyka zalicza się mężczyzn przed 20 i po 45 roku życia, żyjących w miastach (dane z początku 2014 roku) (w Szwecji dla odmiany są to mężczyźni w wieku między 15 a 44.) 

Jako przyczyny wymienia się problem finansowe, samotność nadużywanie alkoholu, depresję etc.


Dane nie są najświeższe a najnowsze statystyki będą pewnie jeszcze bardziej przygnębiające. Sprawa jest poważna. Spędza mi od tygodni sen z powiek.


Jak można pomóc tym, którzy cierpią w ciszy. I kobietom oczywiście też, ale przede wszystkim tym mężczyznom, którzy cierpią podwójnie z braku społecznego przyzwolenia na okazywanie słabości. Przecież CHŁOPAKI NIE PŁACZĄ...


Może możnaby zacząć od szczerego pytania: jak się czujesz? Czy coś Cię martwi? Jak możemy razem rozwiązać ten problem? Jeśli zauważamy niepokojące sygnały lepiej zapytać o raz za dużo niż raz za mało...


Mówi się, że my kobiety mamy lepszy kontakt z naszymi emocjami, jesteśmy bardziej otwarte, rozmowne. Może też łatwiej nam poprosić o pomoc, pokazać swoją słabość? Może???

Moje doświedczenia z grupowej terapii antystresowej mówią coś zupełnie innego. Inaczej nie byłoby nas tyle wypalonych kobiet w depresji. Jednak statystyki nie kłamią. Więc tak, czy inaczej, musimy sobie jakoś pomóc nawzajem! 


Mężczyźni, żywiciele rodziny, macho, twardziele? To żaden styd zajrzeć czasem pod własną maskę!

     

I sprawdzić własny silnik! :)


A na koniec optymistyczna ciekawostka. W centrum medytacji w którym pracuję i medytuję, tutaj w Sztokholmie, liczba kobiet i mężczyzn jest mniej więcej jednakowa.

To mnie napawa optymizmem.

Idą zmiany.

Chciałabym bardzo, żeby jak najszybciej dotarły na drugą stronę Bałtyku.

  

Love and peace within!  

Av Kasia - 11 maj 2015 22:48

Dziś dla mnie Nowy Rok. Życia.

Znów przykuta do łóźka ale zapisuję ostatkiem sił wspomnienia z pięknego, urodzinowego weekendu.

W ostatniej chwili skrzyknięte spotkanie z przyjaciółmi, śmiech, dyskusje, Wiking smażący najpyszniejsze schabowe pod słońcem (moja subiektywna opinia!)...

 

(Zdjęcia z przyjaciółmi wkładam z namaszczeniem do prywatnego albumu rodzinnego szanując ich prywatność)

Szampan, tort lodowo-bezowy z musem malinowym rozpływający się w ustach... i na talerzu :)


W niedzielę śniadanie do łóżka, *Moi*Najmilsi*Chlopcy* śpiewający 100 lat, Polska Flaga. Potem Wybory Prezydenckie w najlepszym towarzystwie...

   

Telefony, życzenia. Znajome, a chwilami nawet nierozpoznawalne! ;) głosy w słuchawce.

A na deser polecona przez znajomego kameralna/filmowa kawiarnia, do której będę wracać. Napiszę o niej tutaj niebawem! (A. dziękuję za towarzystwo i za cudownego gofra!)


Dziś jeszcze rozmowa telefoniczna zza światów. Porozumienie. Śmiech. Oddech pełną, choć ciężką piersią. A na koniec dnia piękne kwiaty.

 

I am 36 and still running! The best is yet to come...! - myślę sobie i uśmiecham się z wdzięcznością :)


Love and peace within!   

Av Kasia - 2 maj 2015 17:22

Det är dags att erkänna.

Jag har gjort fel.

En god vän till mig var så klok och modig och ruskade om mig lite igår. (Tack K!) För jag har gått och gjort fel såååå länge.


Jag har nämligen glömt att vara TACKSAM.


Det är maj nu och hittils i år har vi försökt överleva och lösa problem som vi har haft sedan i julas.

Under tiden har jag försökt övertyga mig själv att jag måste fokusera på det som är viktigt för mig personligen, att jag måste framåt, att jag måste bli stark och frisk.

Och det är kanske det som fick mig att orka.

Tills jag har blivit riktigt riktigt sjuk och kroppen behövde tre veckor för att återhämta sig (det är inte riktigt bra än...)

Under denna tid visste jag inte riktigt vad jag skulle ta mig till. Nivån av frustration har nått taket.

Allt som stod i vägen, allt som krävde min energi har jag varit förbannad på.

Allt.

Jag har ju bestämt att jag kommer överleva den svåra perioden om jag fokuserar på framgång.

Och det blev ju ingen framgång.

Snarare ett riktigt, riktigt bakslag.

Mina tidsplaner höll inte.

Jag förlorade lugnet.

Det enda jag fick blev några extra kilon som jag bär på och äcklas av.


I mitten av denna kamp (som mest utspelar sig inombords) har jag helt glömt bort allt det fina som jag faktiskt HAR.

Min underbara Son som är frisk. Som växer och utvecklas. Min kloka och starka Man, som är så mjuk och skör under ytan. Och flera andra i min familj här i Sverige som för en egen kamp med livet.

Alla vänner, fina människor som också kämpar med sitt.

All hjälp jag får på vägen till tillfrisknande.

Allt detta har jag glömt att vara tacksam för.


Jag skäms, men jag vet också att INSIKT är det första steget mot förändring.

Så idag är jag tacksam för insikten. Och den MAKT som var och en av oss besitter. Makten att ÄNDRA OSS. Och den eviga viljan att faktiskt GÖRA det. Trots motgångar.


Amen.

 

Nie ma co. Trzeba się przyznać.

Zbłądziłam.

Wczoraj dobry, mądry przyjaciel zebrał się na odwagę i trochę mną potrząsnął. Bo za długo już trwałam w błędzie.

 

Chodzi o to, że zapomniałam o WDZIĘCZNOŚCI.

 

Już maj a póki co poświęciliśmy ten rok głównie na przetrwanie i rozwiązanie problemów, które spadły na nas tuż przed zeszłoroczną Gwiazdką.

Próbowałam przekonać samą siebie, że w tym trudnym okresie muszę się skupić na tym, co dla mnie samej ważne, że muszę do przodu, że muszę walczyć o siłę i o własne zdrowie.

Może dzięki temu przetrwałam tak długo. Nie wiem.

Za to kiedy skończyły się siły i dopadła mnie fizyczna choroba, która rozłożyła mnie na łopatki na trzy tygodnie (nie jest jeszcze do końca dobrze…) wpadłam w kanał. Sięgając jednocześnie szczytu frustracji.

Wszystko, co stało na drodze do wyzdrowienia, wszystko, co wymagało ode mnie energii i uwagi wprawiało mnie w brzydką, szkaradną złość.

Wszystko.

Postanowiłam przecież, że przeżyję, jeśli skoncentruję się na poprawie.

A poprawa marniała w oczach.

Stając się bardzo szybko swoja własną karykaturą.

Mój plan zawiódł.

Spokój opuścił mnie.

Jedyne, co mi zostało, to kilka świeżonabytych, obrzydliwych kilogramów.

 

Skupiając się na tej strasznej walce (która głównie odbywała się w mojej głowie!) pozwoliłam wszystkiemu, co w moim życiu dobre i piękne zejść na dalszy plan.

 

Przecież mój Syn jest piękny i zdrowy. Rozwija się i na naszych oczach staje się wspaniałym Człowiekiem. Mój mądry i silny Mąż, tak delikatny i wrażliwy pod powierzchnią. Reszta mojej Szwedzkiej rodziny, każdy, kto na swój sposób próbuje przetrwać, walczy o szczęście.

Pomoc, jaką dostaję w drodze do wyzdrowienia.

To wszystko i wiele wiele więcej za co zapomniałam gdzieś po drodze być wdzięczna.

 

Wstyd mi, ale wiem również, że ŚWIADOMOŚĆ popełnianego błędu jest pierwszym krokiem w stronę zmiany.

Dziś więc jestem wdzięczna za tę świadomość. I za tę MOC, jaką każdy z nas w sobie nosi. Moc ZMIANY. I za niewyczerpaną CHĘĆ stawania się lepszym. Wbrew upadkom.

 

Wasze zdrowie!


Av Kasia - 22 april 2015 16:01

Dziś Dzień Ziemi.

Nasza piękna Planeta.

 

Nasze centrum Wszechświata.

Czy dlatego tak niepokornie i nieostrożnie obchodzimy się z jej zasobami?

Uważamy jej istnienie za coś zupełnie oczywistego.

Widzimy Naturę jako niewyczerpalne źródło uciechy, pożywienia, wody, energii.

 

A taki mały śmieszny prawie fakt: ludzkość nie mogłaby przetrwać gdyby nie istniały lasy, które w procesie fotosyntezy zamieniają dwutlenek węgla w tlen. Za to lasy miałyby znacznie większą szansę na przetrwanie, gdyby to ludzie wyginęli.


Póki co słyszymy codziennie o ginących bezpowrotnie gatunkach zwierząt, które istniały na Ziemi dłużej niż człowiek. Lodowce, nawet wieczna zmarzlina, która topi się w zastarszającym tempie.


Powie ktoś: mam wystarczająco dużo własnych problemów, Ziemią mam się jeszcze martwić?

 

Może Pan Kowalski nie uratuje pszczół przed wyginięciem ale Pan Kowalski może nauczyć małego Jasia Kowalskiego szacunku dla Ziemi, po której chodzi i biega. Dla mórz i jezior, w których pływa. Dla lasów, po których wędruje. Może nauczy małego Jasia słuchać świergotu ptaków...

(posłuchaj mojego wiosennego nagrania!)
Bo my nie jeteśmy - miejmy nadzieję - ostatnimi, którzy chodzą po tej Ziemi....

Uczmy więc naszych Jasiów, Gustawów, Antosiów i Julie życia w symbiozie i harmonii z Naturą.

Uczmy ich czerpać spokój z leżenia na trawie i patrzenia w chmury. Radość z patrzenia na latające motyle.

Uczmy ich, że dla wszystkich jest tutaj miejsce, że ja i Ty nie jesteśmy najważniejsi i nie mamy specjalnych praw i przywilejów.

Myślę, że dzięki temu będą nasze dzieci wrażliwszymi i szczęśliwszymi ludźmi.


Love and peace within and On Mother Earth!   

Av Kasia - 19 april 2015 10:47

Zrobiłam wczoraj na facebooku zdjęcie pokolorowanej przeze mnie mandali posypały się pytania :)


Słowo Mandala oznacza okrąg, to motyw używany w hinduizmie i buddyzmie, rysowany rytualnie na piasku lub innych płaszczyznach symbolizujący jedność z kosmosem i nieskończonością. Używa się ich czasem do medytacji. Są piękne, harmonijne, przykuwają i koncentrują uwagę.

Niewiele więcej wiem o rytualnym czyreligijnym używaniu tych symboli. Pierwszy raz zetknęłam sie z nimi w szkole u przyszywanej córki. Rozdawano je dzieciom do kolorowania :)


W moim obecnym stanie zdrowia (słabo toleruję stres i trudno mi się skupić) i z dawnymi destrukcyjnymi tendencjami (wszystko musze zrobić na raz i to idealnie) malowanie mandali jest cudownym sposobem na ćwiczenie właśnie tych "mięśni", które odpowiadają za równowagę, skupienie, i zamierzoną powolność.


Kiedy więc już przekonam siebie, że takie malowanki to nie strata czasu dla STAREJ BABY (1 sukces!)...

Wychodzą cudowne dzieła.

Czasem dołącza Syn i wtedy ćwiczę cierpliwość i akceptację tego, że może kolory nie po mojej myśli, i trochę powychodzone za linię (2 sukces!)...

Najtrudniej jest pokonać i powściągnąć myśli o tym, ile jeszcze zostało części do pomalowania i jak szybko moge przejść do następnego koloru.... i zaakceptować przemalowane przez Sześciolatka na wylot elementy (3 sukces!)...

Polecam, kiedy ktoś nam "podniesie ciśnienie", kiedy w telewizorze nie ma na co patrzeć, kiedy paluszki same sięgają do facebooka a potem jest niesmak, że sie cudzym zyciem bardziej interesuję niż swoim...


Koncentrując się na kolorowaniu można obezwładnić natrętne i niechciane myśli skupiając się zwyczajnie na każdym pojedynczym pociągnięciu kredki, mazaka, pędzla...

Można też dzięki osiągniętemu skupieniu niejako "za jednym zamachem" przemyśleć coś ważnego, podjąć odkładaną długo decyzję, zastanowić się nad życiem.

 

Mandale można wydrukować prosto z internetu.

Ja kupuję czasem takie małe "tomiki" w sklepie TIGER.

  

Jeszcze tyle godzin tej pięknej niedzieli zostało.

Może u kogoś powstanie piękna, barwna mandala i np. nowe plany na przyszłość...


Love and peace within!   

Av Kasia - 13 april 2015 15:49

Nie wiem, jak to się stało, że w weekend nie powstał żaden tekst.

Powodem może być ciagnące się od świąt porządne przeziębienie, które uziemiło mnie w łóżku na więcej dni niż to przyzwoite.

Kiedy tylko odzyskałam siły (jak mi się wydawało!) znaleźliśmy się w letniaku.

Było pieczenie pizzy. Z pomocą na szczęście, więc przeżyłam.

Uniesienia w rejonach podniebienia potrafią wiele wynagrodzić.

A Dziecko lat 6 potrafi wyrobić ciasto drożdzowe lepiej niż niejeden robot kuchenny. I jest bez prądu.

 

Zupełnie bezwiednie (kłamię!) znalazłam się w sklepie ogrodniczym.

Wreszcie udało mi się (z wielką pomocą barów brodatego Vikinga, czyt. Męża!) doprowadzić do końca projekt przekształcania wielkiej, nieporęcznej sterty złomu w coś potencjalnie pięknego:

 

Odkąd uznałam,  że na projekt przekształcania mego oblicza w coś potencjalnie pięknego jest już za późno, próbuję usilnie wywołać przynajmniej efekt podniesionych brwi.

Myślę, że sobotni nabytek, który prezentuję poniżej bezwzględnie mi w tym pomoże. Wełna, ręczna robota, całe 20 koron na pchlim targu:

 

I na koniec, najmilsze wspomnienie całego weekendu, które będę przywoławać w myślach cały tydzień:

Ciepło słońca, tego na niebie, i mój najmilszy Promyk Słońca zaabsorbowany naturą, piaskiem, wodą, własną wyobraźnią.

 


Mam nadzieję, że i Wy mieliście ciekawy weekend :)


Love and peace within!   

Av Kasia - 8 april 2015 20:34

SVENSKA

De viktigaste orden, de sannaste och modigaste planera man kanske inte för.

Eller så har jag planerat dem utan att veta om det?


Jag vill prata om kärlek.

Om kärlek till barn.

Både egna och "lånade".


Någon gång under hösten 2011 tror jag har det blivit lite tufft för oss här hemma.

Det blev många förändringar som vi fick acceptera och lära oss att leva med.

I samband med det gjorde vi diagnosomprövning för en liten tjej som vandrade på denna jord stämplad med diagnosen inom autismspektrum.

Som visade sig vara adhd och en lindrig utvecklingsstörning istället.


Men det är inte ens det jag vill prata om. Jag minns bara hur vi satt på BUP och pratade med en barnpsykolog som tipsade om en bok med namnet "Fem gånger mer kärlek". Boken lär ut att för varje tillsägelse borde man ge ett barn 5 gånger så mycket positiv uppmärksamhet och beröm. Kärlek, helt enkelt.


Jag minns hur jag skrek i bilen, på vägen  hem. Att jag inte orkar mer. Att jag inte har något mer att ge. Att jag givit allt redan. Och så skulle jag nu ge fem gånger mer. Jag höll på att gå under. Jag var skräckslagen.


Jag vägrade att köpa den boken.


Jag trodde seriöst att om jag gav mer, ännu mer, så skulle jag inte ha något kvar själv.


Sen gick jag under till slut. Brände ut mig på att springa ifrån styvbarnen och det jobbiga hemma.

Och tack vare detta fick jag prata med en massa klokt folk. De har sett sådant förr.


Idag vet jag så mycket mer. Förstår så mycket mer.

Jag säger inte nej till barnen om jag inte måste.

Jag ser dem.

Jag ger dem tid och min uppmärksamhet.

Jag har inte obegränsat med tid eller ork så jag satsar på kvalitet.

Jag uppmuntrar när de gör något bra, eller bara försöker själva.

Jag är sann och visar mig svag, om det behövs.

Jag ber alltid om ursäkt och berättar om jag gjort bort mig.


Jag kan göra det idag för jag har börjat se mig själv som älskvärd också.

Utan det kan man inte DELA MED SIG av sin kärlek.


Om jag ser resultat? Kära nån!

Om en femtonårig tjej vill shoppa kläder med gamla, pinsamma mig! Hon sätter sig på min sängkant och frågar om jag kan göra en tofs. Hon tar med sig en kompis hem och vi sitter vid köksbordet, skalar apelsin och snackar om killar, om att vara ihop, om sex och om det när man är redo.


Det tar inte bort hennes diagnos, hennes ilska och utbrott. Men de fina stunder av riktig connection, de hjälper mig att orka med. Att se en skör liten människa som håller på att bli stor, håller på att lära sig om vuxenlivet. Och jag kan få ta del av det.


Och jag kan ÄNTLIGEN visa hur man är när man är snäll mot SIG SJÄLV. Det säger de kloka människorna är det viktigaste ett barn kan ta med sig hemifrån.


Plus, när jag är HEL behöver jag inte oroa mig över att jag blir UTAN kärlek när jag GER BORT den.

Fem gånger så mycket kärlek på er!   


POLSKI

Najwyraźniej słowa, które MUSZĄ zostać wypowiedziane znajdą drogę do światła. Na papier. Na bloga.

Wiem, że dojrzewały, że były w drodze, ale że akurat dziś miały się urodzić, o tym nie miałam jeszcze przed chwilą pojęcia.

 

Chcę napisać o miłości.

Do dzieci.

Swoich i cudzych.

 

Gdzieś pewnie pod koniec 2011 roku, na jesieni, mieliśmy bardzo ciężki okres w rodzinie.

Wiele zmian, których nie wybieraliśmy, a z którymi trzeba było nauczyć się żyć. 

Jakoś w tym okresie, może trochę później, postaraliśmy się o ponowną diagnozę dla dziewczynki, córki mojego męża, wtedy jedenasto-dwunastolatki, którą zdiagnozowano jako dziecko autystyczne kilka lat wcześniej.

Nowa diagnoza mówiła adhd z niewielkim upośledzeniem umysłowym.

 

Ale to nie o tym właściwie chcę pisać. Pamiętam dzień, kiedy siedzieliśm z mężem na spotkaniu z psychologiem w poradni dziecięcej. Pani opowiadała o książce szwedzkiego autora pt. “Pięć razy więcej miłości”. Książka uczy, że po każdym negatywnym komentarzu czy upomnieniu powinniśmy dzieciom dawać pięć komentarzy podbudowujących ich samoocenę. Czyli pięć razy więcej miłości.

 

Pamiętam moją panikę w drodze do domu. Wrzeszczałam w samochodzie do męża, że ja już nie daję rady. Że już nic więcej nie mam do dania, a ona, ta psycholog, każe jeszcze pięć razy więcej??? Byłam przerażona i znokautowana.

 

Nie kupiliśmy wtedy tej książki.

 

Byłam przekonana, że jeśli miałabym dawać więcej, jeszcze więcej, to nie starczyłoby już nic dla mnie samej. Ani dla mojego Syna.

 

W końcu zawalił się mój misternie budowany świat. Wypaliłam się próbując od dzieci nieswoich uciekać w pracę.

 

Dzięki temu miałam szansę na długie rozmowy z bardzo mądrymi ludźmi. Takimi, co niejedną podobną do mnie bohaterkę nie tylko widzieli ale i postawili na nogi.

 

Dziś wiem już tak dużo więcej. Rozumiem dużo więcej.

Nie mówię moim (wszystkim!) dzieciom nie, jeśli nie muszę.

Patrzę na nie i widzę je.

Daję im mój czas i uwagę. Czas to dobro na wagę złota, tak samo jak siła w moim przypadku, więc idę na JAKOŚĆ, nie na ilość. 15 minut skoncentrowanej uwagi, na wspólnym rysowaniu, budowaniu, czytaniu, robieniu warkoczy czy wspólnym malowaniu paznokci bardzo zbliża.

Obsypuję pochwałami, kiedy zrobią coś dobrego, albo chociaż spróbują na własną rękę.

Jestem prawdziwa i pokazuję moje słabości, jeśli trzeba.

Przepraszam i przyznaję się do błędów. 

 

Dziś mogę sobie na to pozwolić, bo zaczęłam wreszcie widzieć samą siebie jako godną miłości.

Bez tego nie da się DAWAĆ miłości innym.

 

Czy widzę rezultaty? O ludzie!

Piętnastolatka, która nosi okulary przeciwsłoneczne nawet w pochmurne dni chce ZE MNĄ iść na zakupy ciuchowe do galerii. Siada rano na moim łóżku i prosi o zrobienie kucyka. Przyprowadza do domu koleżankę, z którą razem obieramy przy kuchennym stole pomarańcze rozmawiając o chłopakach, o chodzeniu i o tym, kiedy jest się gotowym na seks.

 

To nie zabiera jej diagnozy, jej napadów złości itp. Ale dzięki chwilom prawdziwej łączności między nami łatwiej mi je znosić. Obserwowanie młodej istoty (z trudnościami czy bez), która próbuje swoich sił w dorosłym świecie, uczy się być dorosła opierając na moim ramieniu, bo jej mamy nie ma akurat przy niej. Bez niej nigdy by mnie to nie spotkało. 

 

Na koniec WRESZCIE mogę pokazać i uczyć, jak być dobrą DLA SIEBIE. Ci mądrzy ludzie mówią, że to najcenniejsze co można wynieść z domu jako dziecko.

 

A do tego sama nie muszę już się martwić o to, że zostanę ogołocona z miłości, kiedy całą ją oddam innym.

Pięć razy więcej miłości Wszystkim!   

Presentation


Embracing the NOW, Zebra-style.

Links

Ask Kasia

16 besvarade frĺgor

Latest Posts

Categories

Archive

Guest Book

Calendar

Ti On To Fr
       
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
<<< Juli 2016
>>>

Tidigare år

Search

Statistics


Skapa flashcards