Inlägg publicerade under kategorin Sens

Av Kasia - 28 januari 2016 15:53

CIAŁO

Ciało Ty moje najpiękniejsze. Jedyne!

Jak nikt inny, nieustannie jesteś przy mnie. Wierne. Oddane. Skomponowane, by mnie nieść przez życie. Wspierać w każdej chwili.

To Ty mi pomagasz przetrwać.

Dzięki Tobie poruszam się po świecie.

Dzięki Tobie jestem widzialna. Choć tak często niewdzięcznie sunę wzdłuż ściany wstydząc się za Ciebie.

Bo jesteś źródłem największego zła.

Za grube, za chude, za małe, za duże, brzydkie, niedoskonałe, za bardzo luba za mało piegowate. Obwisłe, pomarszczone. Ty Ciało niewystarczające!

Ciągle Cię muszę poprawiać, korygować, doprowadzać do porządku.

Walczę z Tobą jak z największym wrogiem.

 

Bo robisz mi czasem na złość. Przyznaj. Utrudniasz! Chorujesz. Bolisz. Niedomagasz.

 

Ale zrozum, ja mam tu życie do przeżycia. Robię co mogę.

Czasem może i niedosypiam, może i niedojadam. Ale kupiłam witaminy, przyrzekam! Zacznę brać.

 

Pewnie chcesz, żebym skończyła z ciastkami na drugie śniadanie? Ale Ciało, wiesz przecież, jak to jest po nieprzespanej nocy. Jakoś trzeba się ratować, dodać energii. Mi też się czasem coś należy. Najwyżej nie zjem kolacji. Poodchudzam się dwa dni. Albo zrobię sobie wycisk! Dam czadu na siłce. Wypocę się!

 

A jutro założę wysokie obcasy, obcisłe gacie, będzie pięknie! To co, że boli, że uwiera. Że czerwone ślady na biodrach, że krew nie dopływa. Jest pięknie. Ciało, teraz jesteś OK!

Tak trzymaj!

 

A jak nie chcesz trzymać? Jak się sypiesz…

Jest ból. Czasem dół.

Panika, prochy i wio!

 

Bo ważne spotkania, dedlajny.

Śmieszne słowo ten dedlajn. Że jakaś linia? I że śmierć?

 

Nie Ciało. Nie wygłupiaj się! Przecież jeszcze jest czas.

Mamy czas, tak?

Pokiwaj głową.

Daj trochę nadziei, że nie jest ze mną beznadziejnie!

 

Wezmę Cię na kolano. Utulę. Będę Cię głaskać, głaskać, głaskać.

Dziękować Ci, że jesteś, że rozmawiasz ze mną. Na Twój sposób.

Nie używasz moich ust, bo z nich płyną farmazony o nieśmiertelności, o nieskończonych zasobach, którymi można szastać na prawo i lewo. Bezmyślnie.

Ty dajesz mi sygnały.

Zawroty głowy, ból w krzyżu, zadyszka, opryszczka, różyczka.

 

Chwileczkę, ja już to gdzieś słyszałam. Nie rozumiałam, że to moje Ciało mówi do mnie.

 

Dziś Mu odpowiem.

Będę szeptać: Kocham Cię Ciało.

Wybacz to zaniedbanie.

Poprawię się. Będę Cię rozpieszczać i głaskać, głaskać, głaskać.

Bez Ciebie nie mogę nic, moje Ty Jedyne Ciało.

 

 

Av Kasia - 26 januari 2016 10:25

Zdaję sobie sprawę, że dla Kogoś może to być ostatni raz kiedy się widzimy.

Ale może nie szkodzi, jeśli się nie zgadzamy ze sobą w kontekście religijnym? :)


Dlaczego nie piszę/do tej pory nie pisałam o religii? Bo obecnie prawie każda ociera się o fanatyzm.

I żadna nie jest ani odrobinę lepsza od ludzi - ziemskich, slabych postaci, które ją (wstaw odpowiednie) wymyśliły.


Wiara to co innego. Sprawa intymna. To siła, która pomaga nam przetrwać, kiedy intelekt już nie wystarcza.

To też sprawa osobistego wyboru, którego w klerykalnym kraju się ludziom nie daje. Na zasadzie, albo jesteś z nami, albo przeciwko nam.

Uważam, że niebezpieczne i bardzo zuchwałe jest dawanie ludziom złudzenia, że jest jakaś siła sprawcza, która ich zwalnia z obowiązku robienia wszystkiego, co w ich ludzkiej mocy...


Dlatego wytrwałam bardzo długo nie rozdrapując tematu religii i wiary.


Kilka dni temu jednak usłyszałam takie z pozoru niewinne słowa, które jednak zdołały rozbudzić mnie intelektualnie na wielu poziomach.


No i nie da się inaczej, muszę napisać.

 

"Wyglądasz jak buddystka"... No i zaczęło się:


Jak wygląda wiara w coś?

Jak wygląda człowieczeństwo i dobroć?


Czy powieszenie na szyi wisiorka z osoba siedzącą w pozycji lotosu lub krzyżem czyni nas od razu wyznawcą? A może tylko fanem? 


I czy tu chodzi o to, co widzą inni? I o to, czy Cię mogą zaszufladkować. Przypisać do jakiegoś obozu (przyjacielskiego lub wrogiego, a może tylko  o b c e g o ?)

Bo obce jest przecież przerażąjące, i prawdopodobnie ZŁE. A przynajmniej najlepiej wyjść z takiego założenia dopóki nic innego nie zostanie stwierdzone... (Chociaż na tym też raczej trudno polegać, bo fakty zmieniają się w zalezności od tego, jakie media je podają...)


***

Od kilku lat medytuję. Początkowo był to sposób pracy nad stresem i wypaleniem zawodowym.

Dziś regularnie przebywam w kręgu buddystów lub ludzi zainteresowanych buddyzmem.

W okolicy świąt Bożego Narodzenia, w domu rodzinnym zadano mi pytanie (z lekką, lecz wyraźnie wyczuwalną nutką zaczepności w głosie): to co, teraz zostaniesz buddystką?


Precyzja mojej odpowiedzi zdumiała mnię samą:

"Nie szukam w tej chwili nowej religii. Póki co próbuję się otrząsnąć z tej, którą mnie indoktrynowano przez lata. Ale owszem, mój światopogląd jest bardzo zbliżony do buddyjskiego."


Dlaczego?

Bo interesuje mnie mój własny wkład w moją codzienność. Bo potrzebuję przypomnienia, że to ja jestem spiritus movens tego, co będzie dalej.

Nie dlatego, że rozdaję przysłowiowe karty, ale dlatego, że mam mój własny, osobisty STOSUNEK do tego, co mi się przydarza. Że mogę koło fortuny, wolę bożą czy zrządzenia losu przyjąć bez tego dramatyzmu, jaki wpisany jest w np. katolicyzm taki, jakim ja go znam.

Moje potknięcia nie skazują mnie na wieczne wygnanie, nie robią ze mnie potępieńca. Nieszczęścia nie są karą za złe czyny. Nie potęgują poczucia wstydu i bycia gorszym. Uczuć, z jakimi musiałam walczyć przez lata.


Na koniec interesuje mnie tylko bycie nadzwyczajnie dobrym człowiekiem.

Nie, nie zwykłą, miłą osobą.

Chcę być dobra nadzwyczajnie.

Nie, nie naiwną, nieasertywną, miękką górą puchu, która całymi dniami wącha kwiatki i wszystkim mówi tak.

W mówieniu nie i byciu konsekwentnym, czasem twardym też może się kryć cała masa dobroci i autentyczności. Taki jest mój cel. Bez względu na to, co widać.

 

Bo najwięcej mówi o nas to, czego nie widać...


  


Av Kasia - 22 januari 2016 23:27

Czy ja śnię?

Za chwileczkę koniec stycznia!

1/12 roku, który dopiero co witaliśmy już prawie za nami.


Czy to czas płynie za szybko, czy my za mało do tego czasu przywiązujemy uwagi?

Rozmieniamy go na drobne....

Drobne zajęcia.

Drobne myśli.

Drobne znajomości.

Drobne rozmowy.


Jedna podobna do drugiej. Dni zlewają się z sobą. Myśli także.


A jednak każdy czeka na jakiś przełom. Na jakiś lepszy czas, na to  p r a w d z i w e  życie, które się zacznie, kiedy już.... No właśnie. Kiedy?


Rutyna jest niebezpieczna.

Wygodna, znajoma codzienność usypia naszą czujność. Nawet ta trudna, ta, w której stale z czymś się zmagamy. A przecież w tych zmaganiach czujemy do szpiku kości, jak mocno żyjemy. Prawda?

A może otumania nas to nasz ciągłe  r o b i e n i e ?

Ale wybieramy je, bo jest mniej skomplikowane niż   b y c i e   i   c z u c i e .

 

Nie umiem rozgryźć zagadki naszej ludzkiej słabości. Tego, że tak trudno nam się skłonić do robienia tego, co jest dla nas najlepsze.


Kopię często z Synem piłkę na dziedzińcu szkolnym. On stoi na bramce a ja się staram strzelić gola. Notorycznie nie trafiam.

Wydaje mi się, że kopię w dobrym kierunku ale piłka prawie zawsze toczy się odrobinę za bardzo to w lewo, to w prawo.


...Wiem już, że wystarczy maleńka korekta. Tylko jeszcze nie odkryłam, jak ją wprowadzić w życie.

 

Kłaniam się.

Av Kasia - 17 januari 2016 22:57

Chciałabym zrekompensować Szanownym Czytelnikom kupę (pod kupą jest link!) z ostatniego tekstu.


Sprawy ważne bardzo dobrze jest rozpatrywać na łonie natury. Chodzić, myśleć sobie, kiedy wokoło jest pieknie.

Dziś, na krótkiej wycieczce na wieś, miałam ku temu szansę.


Najpierw pokażę kilka zdjęć, a potem opowiem, co wymyśliłam:

             

(Grippsholmsslott w Mariefred)


Od dawna na ścianie w mojej sypialni wisi karteczka ze słowami:

Nikt nie może cię zranić bez twojego przyzwolenia. (Gandhi)

Pożółkła, "zwiędła", jakaś taka trochę zapomniana.

Przypomniała mi się w porę...


To ja decyduję, jak bardzo mnie ludzka nieczułość/głopota/nienawiść/etc. zgniotą, zranią, zabolą.

Durne postępowanie osoby X nie odziera mnie z godności, tylko ją.

Owszem, eksponuje moją łatwowierność, miękkość, naiwność, ale to jest cena autentyczności, którą jestem gotowa zapłacić zawsze.


I o ile w punkcie kulminacyjnym takich lekcji życiowych jak zawiedziona pryjaźń, kłamstwo, zdrada łatwo marzyć o tym spokojnym czasie sprzed, to takie "jazdy" mają swoją funkcję w życiu.

Przypominają nam o naszych granicach.

O naszej pięknej (NAD)wrażliwości.Wielkoduszności.

Człowieczeństwie.


Przebaczenie to zauważenie w drugim człowieku jego ułomności bez osądzania go.

Przebaczenie to doskonały akt uszanowania naszej wzajemnej ludzkiej niedoskonałości.

(Można cytować!)


I tyle. Natura widać wydobywa z człowieka to, co najlepsze   

A czesem go połknie, wyżuje i wypluje ;)


p.s Dziękuję Mężu za prowadzenie i pozowanie :-*

Av Kasia - 14 januari 2016 14:34

(TYLKO DLA LUDZI O MOCNYCH NERWACH!)

Nigdy nie piszę o sprawach dla mnie abstrakcyjnych.

Ani o tym, czego sama nie doświadczyłam.


Aktualnie jestem na ringu z koleżankami Godnością i Wielkodusznością. Walczymy o trofeum PRZEBACZENIA. Druga nagroda: ZAUFANIE.

I raz stoją te dostojne panie w moim narożniku i jest całkiem OK, a innym razem Godność daje mi w przeponę a Wielkoduszność odwraca się plecami i idzie na kawę.


Dziś usłyszałam, że przebaczenie jest dla siebie. Bo wiadomo, po co samemu pić truciznę przeznaczoną dla kogoś innego....

Jednak główne przesłanie było takie, że wybaczyć, to nie znaczy automatycznie zdecydować się by komuś na nowo zaufać.

A to nowe!


Będę teraz o tym rozmyślać, a Szanownego Czytelnika pozostawiam z niesmacznym, ale jakże boleśnie prawdziwym obrazem przypominającym o tym, co to znaczy zawieść czyjeś zaufanie.

 

"Gdy ktoś Ci narobi na talerz, to nawet, jeśli będzie przepraszać milon razy, to Ty i tak zostajesz z kupą na talerzu."


P.S Wyjaśnienie dla osób szczególnie wrażliwych: kupa na zdjęciu jest atrapą, strasznie śmieszną dziecinną zabawką :)


Av Kasia - 2 januari 2016 17:28

Mówiłam, że w tym roku będzie bardziej boso.


Pisanie miało być nie tylko BEZ WOALKI ale i BEZ BUTÓW! Miało być fajnie.


Aż tu życie, po raz kolejny, no cóż, trzepie mnie po dupie.

Jestem nie tylko bez butów ale i rozczochrana i zupełnie nieadekwatna. I z przysłowiową ręką w nocniku.


Chociaż to nie ja nawaliłam. Tylko ktoś inny.

Chodzę więc teraz (w podwójnych skarpetach, a nie boso!) i kombinuję, jak tu:

Po pierwsze nie zwariować.

A po drugie nie popaść w samoudręczanie, bo dałam się tak wmanewrować.


Jestem w kropce. Źródełko jest zatkane.

Aż do odwołania.


/K

Av Kasia - 29 december 2015 15:41

Rok się kończy!

Ja pierdzielę.

Czy jeśli do 31 grudnia, godź. 00.00 nie rozpakuję walizki z wyjazdu świątecznego, to znaczy,  że przez cały kolejny rok będę niechlujna, powolna, niezorganizowana?

Że cały rok będę chodziła z poczuciem winy, że mogłam coś zrobić lepiej? Bardziej się postarać? Więcej z siebie dać?


Jeśli czegoś nie dokończę do tej sądnej daty i godziny, to będę okrzyknięta (najpewniej przez mojego wewnętrznego krytyka!) nieudacznikiem?


Trudno powiedzieć. Raczej nie! A jak Ty sądzisz?

Nie o mnie, ale o sobie.

***

Plany to ja miałam wielkie na te ostatnie dni roku. Aż tu nagle ból w mięśniach i w nosie kręci. Kicham... na wszystko!

Jedyny raktunek, to dzień w piżamie. Odpoczynek.

I jestem wdzięczna, że ciało tak chciało. Że mi o sobie przypomniało :)

 

Przez te świąteczne podróże i dni wolne nie wiem nawet, jaki dziś jest dzień tygodnia.

Rysuję z Synem i przypominam sobie, że kiedyś strasznie, panicznie bałam się bycia nieproduktywną. Bałam się dni, w których NIC się nie działo. Bałam się zastoju. Ciszy, w której słychać własne myśli: za mało robisz, za mało sie starasz, co ty jestes warta....?

 

A dziś? Cóż, wiem - z bolesną jasnościa, że życie ma dla nas własny scenariusz. Mimo to, a może własnie dlatego pozwalam sobie na dni kiedy bieg jest włączony na luz.


Ktoś mi powie: no wiesz, ale nie każdy może sobie na to pozwolić.

Owszem. Są dni kiedy i ja nie mogę sobie na to pozwolić. Ale zwykle problem polega na tym, że my SAMI nie umiemy sobie dać przyzwolenia na bycie nie w formie.


Bo będzie dramat. Plan nie zostanie wykonany. Bo świat się od tego zatrzyma i zawali.


Czyżby?

Jakiś czas temu zafundowałam sobie permanentne przypomnienie o tym, że to moje ego, moja potrzeba bycia niezastąpioną i ważną funduje mi najwięcej dramatów.

Ważna to może ja i jestem, dla mojej rodziny, najbliższych, ale zwykle nie z tych powodów, o jakich do tej pory myślałam....

 

No drama. Kochani, to tylko koniec roku. I początek.


Bez względu na to, jakie mamy plany i postanowienia na nowy rok, 1-go stycznia obudzimy się takimi samymi ludźmi, jakimi byliśmy 31 grudnia. 


Więc może lepiej być miłym dla siebie już dzisiaj? :-*

Dom

Av Kasia - 27 december 2015 17:38

Dom.


To tam, gdzie stale wracamy...?

Czy tam, gdzie stale jesteśmy...?


Każdy skądś się wywodzi. Gdzieś przynależy. Jest częścia jakiejś większej układanki. Od której nierzadko próbuje się uwolnić przez całe życie. Od której ucieka. Bez skutku.


Bo nierzadko to, co nas najbardziej dręczy, podąża za nami jak cień. W nowe miejsca. W nowe związki. Na kolejne stanowiska pracy.

***

Od prawie piętnastu lat mam dwa domy.

Przez pierwsze lata oddalenia od domu rodzinnego w Polsce dużo płakałam. W święta, w urodziny najbliższych, swoje. I w zwykłe dni.

Płakałam wracając z krótkich wizyt w Polsce. Kurczyłam się w sobie w drodze powrotnej, uczyłam się za każdym razem od nowa nie być tam, żeby móc być tutaj. 


Potem było sporo irytacji. Oddalenie geograficzne miało oddalić mnie intelektualnie i poglądowo od "starej" ojczyzny. Zmieniłam się. Straciłam cierpliwość do dawnych, skostniałych konstelacji. Wyrosłam z nich. Jak mi się zdawało. Bardzo się męczyłam nie przynależąc już tam, i nie do końca będąc w domu tutaj.


Dziś, po długiej, wyboistej drodze, i wielu refleksjach nad samą sobą myślę, że mój DOM jest we mnie.

Że to ja DOM przynoszę ze sobą na każde spotkanie z drugim człowiekiem. Bez względu na miejsce. Bez względu na fizyczne oddalenie od tej strefy bezpieczeństwa, którą gdzieś tam sobie przez lata umościłam.

Dzieki temu wszędzie mogę być U SIEBIE.

 

Czuję się wielką szczęściarą i uśmiecham się pod nosem za każdym razem, gdy wieszam moją koszulę nocną na drzwiach łazienki w domu rodzinnym. Tuż obok szlafroków mamy i taty.

Czuję się taką samą szczęściarą, kiedy mogę z takim samym uśmiechem zapiąć pasy w samolocie unoszącym mnie nad wielkim morzem.


Wydaje mi się, że to się nazywa.... wolność. Free-DOM.

 

     


Życzę Ci, Najdroższy Czytelniku, poczucia przynależności do siebie, gdziekolwiek jesteś. I o czym kolwiek ukradkiem marzysz na zbliżający się wielkimi krokami nowy rok.

/K

  



Presentation


Embracing the NOW, Zebra-style.

Links

Ask Kasia

16 besvarade frĺgor

Latest Posts

Categories

Archive

Guest Book

Calendar

Ti On To Fr
       
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
<<< Juli 2016
>>>

Tidigare år

Search

Statistics


Skapa flashcards