Senaste inläggen

Av Kasia - 11 mars 2015 10:21

(Hör av dig om du önskar översttning till svenska! :)

 

Miłość rodzicielska to najprostsze a zarazem najbardziej skomplikowane uczucie na świecie.

Od trzynastu lat mam dwoje przyszywanych dzieci, które dziś mają 15 i 16 lat. Można wiec powiedzieć, teoretycznie, że trenuję rodzicielstwo od wielu lat.

Od sześciu lat jestem matką najsłodszej Istoty w całym moim wszechświecie. Synka.

 

To, co nas łączy jest proste i łatwe, piękne i niewymuszone. Bułka z masłem. I MIODEM!


Trudności pojawiają się wtedy, gdy przychodzi lęk. Jak dziecko wychować, ochronić, przygotować na samodzielne zmaganie się ze światem.

I myślę sobie, skąd ten LĘK? Może raczej powinna być ciekawość, nadzieja, zainteresowanie tym, co ten mały Człowiek w życiu zdziała. Kim będzie. Z kim będzie się przyjaźnił.

Nie chcę być rodzicem w szponach lęku. Tłumaczę sobie jego bezsensowność a wyzbyć się go nie mogę.

Dopiero teraz, gdy o tym piszę, rozkłądam na części pierwsze, dopiero teraz jest mi lżej. Troszkę lżej. Na chwilę.

Pytają mnie ludzie czasami czy nie chciałabym mieć więcej dzieci.

Takie trywialne zapytanko, które we mnie budzi wiele emocji. Bo gdzie zmieścić jeszcze więcej miłości, jeszcze więcej troski?

Ja wiem, serce nie ma granic. Ale głowa????

 

Pozdrowienia i cichy hołd dla rodzin wielodzietnych i dla rodziców, którzy jeszcze nie zwariowali :)


Love and peace within!   

Av Kasia - 9 mars 2015 15:21

Jak często zastanawiasz się nad tym, ile z tego co Ci się przytrafia wybierasz sam/sama?

Co jest przedmiotem własnych decyzji a co narzuca sytuacja, pracodawca, wybory innych, (często!) bliskich Ci ludzi?

Ile takich narzucaonych zmian czy status quo wybranych przez kogoś innego jesteś w stanie znieść?


Ja zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że moja odpowiedź na to pytanie jest taka:

CORAZ MNIEJ!


Dlaczego?

Bo zdaję sobie powoli sprawę, że ja też, tak samo jak inni (ci w moim dawnym rozumieniu mądrzejsi, bardziej doświadczeni, odważni) mam potencjał. Mam jakiś wewnętrzny motor do działania. Mam własny obraz tego, co jest właściwe, etyczne, wartościowe, śmieszne, atrakcyjne, smaczne.... 

A ponad wszystko, mam wystarczająco dużo integralności osobistej, żeby stawić czoło porażce. Przyznać się do błędu. I nauczyć czegoś od bliźniego, który też boryka się z życiowymi decyzjami.


Męczy mnie bierne życie według zasad, które wymyślił ktoś inny.

Interesuje mnie zakwestionowanie... wszystkiego co do tej pory uważałam za niepodważalne.

 

The more you love your decisions the less you need others to love them. M. Forleo

Im bardziej kochasz własne decyzje (podejmujesz je z potrzeby serca), tym mniej zależy Ci, żeby kochali (akceptowali!) je inni.


Owszem. Za bycie rebeliantem, dziwakiem, wariatem czasem trzeba zapłacić wysoką cenę.

Ale czy nie warto???


Love and peace within!   

Av Kasia - 7 mars 2015 11:26

Pomysł na dzisiejszy wpis powstał podczas obierania marchewki.

W czwartek, w trakcie bardzo ważnej i POważnej rozmowy nagle zachciało mi się sałatki jarzynowej.

Dzisiaj wreszcie zebrałam składniki i znalazłam czas na to, żeby uszanować i dać upust mojemu pragnieniu.

 

Respekt and honor your cravings

To bardzo ważne, więcej!, koniecznie potrzebne do życia, żeby znaleźć czas i miejsce dla własnych pragnień i potrzeb. Nawet najbardziej "wyskokowych" i niewytłumaczalnych.

To ważne, żeby czasem ROZPIEŚCIĆ siebie.

Nie czekać na przyzwolenie. Nie czekać na to, że ktoś nas rozpieści tylko zwyczajnie wziąć swoją przyjemność we własne ręce. I odważyć się na odrobinę zdrowego egoizmu.


Respect your feelings

Uszanuj i wsłuchaj się w swoje uczucia. Nawet te, za które nie rzadko jest Ci wstyd.

Za gniew. Za wściekłość. Za stuknięcie pięścią w stół. Za rzucenie cukiernicą o ścianę.

Zwykle to, co wprawia Cię w największe zakłopotanie mówi najwyraźniej o tym, co Ci doskwiera. 


Respect your body

Szanuj i słuchaj głosu/sygnałów Twojego ciała. Odpoczywaj, gdy czujesz zmęczenie. Ukryj się w zacienionym pokoju przy ataku migreny. Leż w łóżku, gdy jesteś chory/a.

Nigdy nie zgrywaj bohatera ignorując przypadłości fizyczne. To krótkowzroczne i niemądre.

 

Respekt yourself

Szanuj siebie. Głośno i wyraźnie.

Tylko tak nauczysz innych, aby szanowali Ciebie. I samych siebie.

 

Dziś o szacunku dość krótko, bo tego trzeba nauczyć się na pamięć! :)

 

Love and peace within!   

Av Kasia - 4 mars 2015 16:10

Känslan när head hunters mailar med jämna mellanrum och jag låter bli att svara.

Känslan när en sådan ringer plötsligt på mitt privata nummer som jag inte lämnat ut i några som helst jobb-sammanhang och jag måste säga NEJ. Jag är utmattad. Han är artig nog att prata med mig en stund om mindfullness, om kemi i hjärnan. Gullig. Önskar mig lycka till och lägger på till slut.

Vad sitter jag kvar med?

En ENORM nyfikenhet på vad det var för jobb han fiskade mig för.

Och en ENNU STÖRRE besvikelse. På mig själv.

Inte för att jag inte är REDO.

Nej. Mest för att jag slöt mig. Jag antog att jag inte hade något att säga till denna människa. Att vi inte hade någon som helst gemensam platform. För han jobbade. Vad igång. Och det är inte jag.

Fast inte ens det är sant! Jag är visst igång.... Jobbar häcken av mig för att vara där han är just nu!


Jag ska sluta glida förbi människor! Jag ska sluta ANTA saker. Jag ska SE alla som korsar min väg som den enorma gåva och KÄLLA till visdom som de faktist är!

Ville bara säga det...

Kanske någon annan känner lika.

 

Taki stan, kiedy head-hunterzy mailują bez przerwy, a ja na ich maile zwyczajnie nie odpowiadam.

Taki stan, kiedy jeden taki dzwoni na mój prywatny numer, którego nie udostępniałam w żadnych służbowych kręgach, a ja muszę odmówić. Powiedzieć o wypaleniu.
Jest miły, nie odkłada zażenowany słuchawki, tylko rozmawia ze mną chwilę na temat mindfulness, obecności, o mózgu. Jest miły. Szuka kontaktu. A ja tylko coś mamroczę trzy po trzy. W końcu życzy powodzenia i rozłącza się.
A ja? Z czym zostaję?
Z WIELKĄ ciekawością o jaką pracę mu chodziło. Z jakiej był firmy.
I z jeszcze większym ROZCZAROWANIEM. Sobą samą.
Nie dlatego, że nie jestem GOTOWA.
Nie. Dlatego, że zamknęłam przed człowiekiem drogę do komunikacji. Do porozumienia na płaszczyźnie LUDZKIEJ. Założyłam, że skoro stoimy po przeciwnych stronach balustrady nie mamy nic sobie do powiedzenia. Nie mamy żadnej płaszczyzny porozumienia. Bo on pracuje, a ja nie.
Chociaż nawet to nie jest prawdą. Ja haruję jak wół, żeby pewnego dnia być tam, gdzie on jest teraz. Aktywna zawodowo!
 
Czas przestać prześlizgiwać się obok ludzi. Zakładać cokolwiek na ich temat. Czas zacząć WIDZIEĆ wszystkich, którzy staja na mojej drodze jako dar i jako potencjalne źródło mądrości, z którego mam OBOWIĄZEK czerpać. A przynajmniej dać mu należny hołd w postaci uwagi.
Tak tylko mówię…
Może ktoś jeszcze czuje podobnie.

Love and peace within!   

Av Kasia - 1 mars 2015 14:33

En ny månad. Redan.

Februari hade med sig mycket att erbjuda.

En bred skala av känslor och upplevelser.

En hel del ensam tid.

Nowy miesiąc. Znowu.

Luty dużo miał do zaoferowania.

Szeroką gamę wrażeń i doświadczeń.

Sporo czasu w pojedynke.

   

Helt intuitivt har jag dragit mig från sällskap, umgänge, aktiviteter.

Den senaste veckan har bjudit på många insikter, stora beslut, framtidsdrömmar och en massa HOPP.

Fritt och kreativt tänkande!

Det är blomning på gång.

Jag känner det och inspireras av det!

Intuicyjnie chyba już od początku roku szukałam samotności, czasu w pojedynkę, unikałam absorbujących zajęć. Nie licząc tych, które życie samo dla mnie zaplanowało.

I tak ubiegły tydzień zaowocował wieloma nowymi pomysłami, dużymi decyzjami, marzeniami i wizjami na temat przyszłości. Nadzieją.

Kreatywnym myśleniem, wychodzeniem poza stare ramy!

Czuję, że coś pęcznieje, rozkwita...

I inspiruje mnie!

 

Det tar mycet kraft och fokus.

Men fungerar bara i sällskap av dessa två: LÄTTHETEN och TILLTRON. (Inget jag själv disponerar i överflöd till vardags!)

...Tilltron att det som långsamt uppenbarar sig är VÄRDEFULLT!

Ett resultat av ett ständigt pågående arbete.

Tankeverksamhet.

Och - inte minst - drömmande.

Proces kosztowny jeśli chodzi o siłę i skupienie.

Możliwy tylko w towarzystwie tych oto: ŁAGODNOŚCI i UFNOŚCI (żadna z tych cech nie znajduje się naturlanie w moim codziennym repertuarze!)

...Ufności, że to, co powoli się wykluwa jest WARTOŚCIOWE.

Że to rezultat nieustannej pracy "pod powierzchnią".

Przemyśliwania.

I - może najbardziej - przyzwolenia na marzenia.

  

Jag låter mig själv att bli inspirerad så in i... fingerspätsarna!

Det är som att luften jag andas in innehåller något mer än bara syre och damm.

Stjärnstoft kanske?


In-spirare (latin) - för att allt - tom livet - börjar och slutar med ett ANDETAG....


Daję się inspirować aż po koniuszki palców!

W chwilach największego "uniesienia" czuję, jakby powietrze, którym oddycham składało się nie tylko z tlenu i kurzu, ale także z... pyłu gwiezdnego może?!

 

In-spirare (łac.) - wdychać (ale także insprować, natchnąć) - bo wszystko, nawet życie, zaczyna się i kończy na ODDECHU...

 

Breath, love and peace within!  

Av Kasia - 24 februari 2015 16:31

Visst, igår fanns det mycket sorg i det jag skrev.

Jag bär mycket sorg i mig, lite ånger, lite frustration. Mest för att jag kunde haft så mycket roligare på vägen med den familj jag har haft och fortfarande har idag. Och för jag kunde njutit mer av min sons första år med oss. Kunde varit mer närvarande.

Men vad kan man göra idag med det som varit?

Med det som ÄR?

Det är skittufft ibland. Men vi vuxna står varandra nära, sida vid sida. Håller varandras ryggar när det behövs. Kompetterar varandra. Finns där för varandra och KAN PRATA med RESPEKT (jag är bättre på att prata och M är bättre på respekt! ;))


Det viktigaste budskapet igår var ändå att varje dag får vi en ny chans, att vi finns kvar.

Att jag själv har lärt mig massor under min resa och att det stärker mig i de utmaningar som haglar på oss.

Vi ger oss inte så lätt. För inget är bara svart eller vit. Det finns så många färger...

 

Owszem, wczoraj było trochę smutku.

Noszę go w sobie trochę, i trochę żalu, nawet frustracji. Bo mogliśmy mieć przyjemniej, lepiej, łatwiej, weselej. Mogłam bardziej się cieszyć pierwszymi latami mojego Synka wśród nas. Mogłam być bardziej obecna.
Ale co mogę z tamtym żalem zrobić DZISIAJ?
Co mam zrobić z tym, co JEST dzisiaj?
Bo bywa ciężko. Jednak dzięki bliskiej obecności i wsparciu, jakie dajemy sobie w trudnych chwilach my dorośli, trzymamy się! Umiemy rozmawiać z szacunkiem (ja jestem kepsza w mówieniu a M w szacunku! ;))
 
Najważniejsze, co wczoraj chciałam przekazać to wdzięczność za to, że nadal trwamy, i za tą mądrość, która wreszcie - w wielkich bólach - do mnie dotarła. I pomaga mi dziś mimo częstego gradobicia.
 
Nie poddajemy się bo nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. Ani nawet szare… Tyle jest innych barw… 

 


Love and peace within!   

Av Kasia - 23 februari 2015 12:40

Översättning av texten: http://zebrazone.bloggplatsen.se/2015/02/23/11027088-sanningen-bakom-min-utmattning/

 

Pisze tu głównie o walce o dobre samopoczucie. Rzadko jednak podnoszę tematy rodzinne. A zwłaszcza te dotyczące moich pasierbów.

Dlaczego, skoro życie rodzinne do ważny składnik naszego samopoczucia, …zwłaszcza, kiedy coś w nim nie działa.

Głównie ponieważ nie chcę naruszyć ich integralności osobistej.

A po drugie martwię się, że jeśli już zacznę opowiadać, to może mi być trudno skończyć.

 

Bycie (dodatkowym lub plastikowym )rodzicem - jak to się w języku szwedzkim pięknie nazywa - dzieci z diagnozami jest wielkim wyzwaniem i trudem.

Powstrzymuję się najczęściej od utyskiwania na ten temat. Aż do minionego weekendu, kiedy to przeczytałam artykuł, który wyzwolił mnie z dużej dozy wyrzutów sumienia. (kliknij na linka, żeby przejść do artykułu, który napisany jest po szwedzku).

Tekst traktuje o ryzyku wypalenia biolgicznych rodziców dzieci z różnymi przewlekłymi chorobami. Nie mówi się o chorobach neurologicznych, o dzieciach z syndromami etc. (co jest aktualne w mojej rodzinie) ani też o rodzicach przybranych. Ale nie szkodzi.

 

Oddana opieka nad dziećmi z którymi nie łączą nas więzy krwi i bezgraniczna miłość tak jak do własnego, biologicznego potomstwa jest dużo bardzie wymagająca. Kosztuje dużo więcej. Mówiłam o tym kiedyś tak: przybrany rodzić ma tylko OBOWIĄZKI rodzica biologicznego, natomiast praw ma stosunkowo niewiele. I bliskości. Przynajmniej tak było w moim przypadku.

 

Kiedy jesienią 2012 rozpadłam się na kawałki, wiedziałam, że przyczyną mojego stanu była nadwyrężona sytuacja rodzinna i problemy z pasierbami. One same były w bardzo ciężkim położeniu, zmuszone do dużych zmian życiowych. My dorośli też musieliśmy się jakoś do sytuacji dopasować i nauczyć się funkcjonować wokół tych nagłych narzuconych nam zmian.

Dla mnie łączyło się to z wszechobecnym poczuciem niesprawiedliwości i niemocy. Byłam zrozpaczona i zawiedziona tym, co przyniosło mi życie. Walczyłam ze wszystkimi i wszystkim nieustannie.

Moje krzywe wyobrażenie o tym, jaki jest DOBRY przybrany rodzic (zawierające dużą dozę poświęcenia i symptomatycznego dla klasycznej MATKI  POLKI samoumęczenia) sprawiło, że koncentrowałam się ciągle na nieodpowiednich rzeczach.

A skąd niby miałam wiedzieć, byłam nieopierzoną dwudziestodwulatką z przerośniętym poczuciem obowiązku, kiedy w moim życiu pojawiły się przybrane dzieciaki!

Swoje schronienie odnalazłam w pracy. Zawodowej i te niewidzialnej, domowej.

Wydawało mi się, że perfekcjonizm i wysprzątana kuchnia będą moimi biletami do szczęścia. Albo chociaż pomogą przeżyć, pomogą dobrze czuć się w domu, chociaż chwilami.

W rzeczywistości dawały mi głównie iluzję kontroli nad sytuacją.

Spalałam świeczkę z obu końców.

 

Chociaż nikt mnie o nic z tego właściwie nie prosił. Jakoś tak samo wyszło….

 

Dziś mogę z ręką na sercu powiedzieć rzecz jedną: że problemy z dziećmi RZECZYWIŚCIE rosną wraz z nimi.

I gdyby nie moje wielkie wypalenie i wielka przemiana z jaką się mocuję od ponad dwóch lat, to dzisiejsze nasze problemy pewnie skończyłyby się rozwodem albo czymś jeszcze gorszym…

 

Dlaczego o tym dzisiaj piszę? Czyż poniedziałki nie są wystarczająco trudne do uniesienia?

 

Po pierwsze ponieważ właśnie to zrozumiałam.

Był to też brakujący klocek całek układanki pt. moje wypalenie.

Chcę też po trosze przekazać poczucie wdzięczności za tę zmianę we mnie. W mojej rodzinie.

I też dlatego, że prawda ZAWSZE wyzwala!

I na koniec po to, żeby uchylić drzwi tym, którzy być może też walczą i nie widzą drogi ucieczki, szansy na zmianę.

Czasem jedynym sposobem jest PODDAĆ SIĘ na chwilę.

Zamknąć oczy, wypuścić wszystko z rąk i zobaczyć, co nam zostanie, co przetrwa, kiedy odzyskamy siłę, by znowu spojrzeć.

 

Love and peace within!   

 

Av Kasia - 23 februari 2015 10:30

(Tłumaczenie na polski już wkrótce w osobnym poście!)

Jag skrivet mycket om (väl)mående här men det är sällan direkta familjefrågor som jag tar upp.

I synnerlighet inte när det gäller mina bonusbarn.

Varför är det så då? Familjesituationen påverkar ju måendet kanske mest av alla yttre faktorer. Särskilt när den inte fungerar. 

Till stor del är det för att de, barnen ska få vara ifred.

Men mest kanske för att om jag börjar så kanske vet jag inte hur jag ska sluta.


Att vara en (bonus)förälder till barn med diagnoser är utmanande och utmattande.

Det har jag inte riktigt vågar säga högt. Tills jag läste en artikel om det i helgen. Den handlade visst om biologiska föräldrar och barnens fysiska åkommor. Men det är minnst lika aktuellt, om inte mer, när det gäller diverse neurologiska diagnoser och störningar hos barn.


Helt ärligt, när jag kollapsade hösten 2012 var jag helt övertygad om att det var den ansträngda situationen med barnen som orsakat det. Barnen har haft det riktigt kämpigt en längre period, det var mycket förändingar, inte självvalda, som vi fick anpassa oss till och lära oss att leva med.

Jag själv levde i en ständig känsla av orättvisa och otillräcklighet. Jag var arg och besviken på vart livet tagit mig. Jag kämpade EMOT allt mest hela tiden.

Med min skeva föreställning om hur en BRA (bonus)förälder är (en ledtråd är att den inkluderade självuppoffring och självutplåning!) la jag fokus på helt fel saker.

Jag gömde mig i arbetet. Både på jobbet och hemma.

Trodde att perfektionismen och det städade köket skulle leda mig till lycka. Eller iaf hjälpa mig att överleva. Att trivas i mitt hem. Iaf korta stunder. Det gav en illusion av kontroll.

Det var ett stort BS!

Jag brände ljyset i båda ändarna.


Fast ingen bett mig om något av det jag tog på mig. Inte på DET sättet iaf.


Idag kan jag säga en sak: att problemen VERKLIGEN växer med barnen.

Hade jag inte kollapsat 2012 och fått uppleva dagens uttmaningar med mitt GAMLA sätt att ta och lösa problem så skulle jag antingen varit skild eller död.

 

Varför skrivet jag om det nu?


För att jag fattat det.

För att det var en saknande bit av min berättelse här ute.

För att uttrycka tacksamhet över den utveckling som sker inom mig. Och i min familj.

För att sanningen befriar oss ALLTID!

Och för att öppna en dörr för dem som lever likadant och vet inte hur de kan ta sig ur.

Ibland kan det enda sättet vara att bara GE UPP för en stund.

Släppa allt och blunda och se vad som finns kvar när man öppnat ögonen....


Love and peace within!   

Presentation


Embracing the NOW, Zebra-style.

Links

Ask Kasia

16 besvarade frĺgor

Latest Posts

Categories

Archive

Guest Book

Calendar

Ti On To Fr
       
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
<<< Juli 2016
>>>

Tidigare år

Search

Statistics


Skapa flashcards