Inlägg publicerade under kategorin Po Polsku

Av Kasia - 13 maj 2015 15:55

Dziś środa, czyli po szwedzku MINISOBOTA (lillördag), a co za tym idzie idealny wieczór na party lub wyjście do kina, a może na piwo?

 

W mojej drugiej Ojczyźnie szuka się okazji do świętowania :)

Nazwa lillördag pochodzi właściwie od słowa piglördag, czyli sobota dla służącej, ponieważ dawniej służącym pracującym w sobotę, jeden wolny wieczór w tygodniu przypadał właśnie w środę.

Tradycję świętowania środy przejęto i chętnie do dziś się praktykuje również w innych zawodach ;)


W Szwecji przed nami wielka kumulacja świąt:

Pomyślałby kto: w kraju bardzo zsekularyzowanym, protestanckim dzień Wniebowstąpienia Pańskiego (czwartek 40 dni po Wielkanocy = jutro, 14 maja) jest dniem wolnym od pracy. Więcej! W wigilię tego święta, jak wielu innych świąt w Szwecji, pracuje się tylko pół dnia (halvdag). Do tego w tym tygodniu piątek będzie tak zwanym klämdag, czyli dniem wciśniętym między dwa dni wolne od pracy. Tego dnia wielu pracodawców zwalnia od pracy lub ułatwia pracownikom wzięcie urlopów lub pracę na dystans.


Żyć nie umierać!

W Szwecji zaczyna się właśnie... weekend!


A w mojej głowie wiele tematów, które chciałabym poruszyć! Trzymam kciuki za moje własne zdrowie i do usłyszenia!


Love and peace within!   

Av Kasia - 11 maj 2015 22:48

Dziś dla mnie Nowy Rok. Życia.

Znów przykuta do łóźka ale zapisuję ostatkiem sił wspomnienia z pięknego, urodzinowego weekendu.

W ostatniej chwili skrzyknięte spotkanie z przyjaciółmi, śmiech, dyskusje, Wiking smażący najpyszniejsze schabowe pod słońcem (moja subiektywna opinia!)...

 

(Zdjęcia z przyjaciółmi wkładam z namaszczeniem do prywatnego albumu rodzinnego szanując ich prywatność)

Szampan, tort lodowo-bezowy z musem malinowym rozpływający się w ustach... i na talerzu :)


W niedzielę śniadanie do łóżka, *Moi*Najmilsi*Chlopcy* śpiewający 100 lat, Polska Flaga. Potem Wybory Prezydenckie w najlepszym towarzystwie...

   

Telefony, życzenia. Znajome, a chwilami nawet nierozpoznawalne! ;) głosy w słuchawce.

A na deser polecona przez znajomego kameralna/filmowa kawiarnia, do której będę wracać. Napiszę o niej tutaj niebawem! (A. dziękuję za towarzystwo i za cudownego gofra!)


Dziś jeszcze rozmowa telefoniczna zza światów. Porozumienie. Śmiech. Oddech pełną, choć ciężką piersią. A na koniec dnia piękne kwiaty.

 

I am 36 and still running! The best is yet to come...! - myślę sobie i uśmiecham się z wdzięcznością :)


Love and peace within!   

Av Kasia - 6 maj 2015 11:18

Mój mały prezent na środek tygodnia. Można go usłyszeć tutaj, a przeczytać poniżej :)

 

"Tylko Ty tak naprawdę znasz temperaturę Twoich emocji. Stopień Twojego smutku, Twojej irytacji, Twojej potrzeby bliskości, Twojego lęku....

 

Tak, jak tylko Ty wiesz, kiedy tak naprawdę jesteś głodny, albo spragniony.

Nie da się przecież porównać, to z nas zgromadzonych w jednym pokoju, w jednej chwili jest najgłodniejszy. Bo to jest odczucie subiektywne, nasze własne.


Ale ja nie mówię tylko o tym głodzie fizjologicznym.

Wogóle nie mówię o naszym głodzie fizjologicznym!

Mówię o naszych najgłębszych pragnieniach, które czekają na wielkie otwarcie.

Na wielką odwagę.

Albo na wystarczający stopień DETERMINACJI, która popchnie nas do działania.


Zastanów się przez chwilę jak głodny jesteś zmiany. Jak bardzo spragniony.

A potem zmierz temperaturę Twojej DETERMINACJI. I błagam Cię zadziałaj!

Nie zapala się przecież światła, aby je postawić pod korcem..."

 

Love and peace within!   

Av Kasia - 2 maj 2015 17:22

Det är dags att erkänna.

Jag har gjort fel.

En god vän till mig var så klok och modig och ruskade om mig lite igår. (Tack K!) För jag har gått och gjort fel såååå länge.


Jag har nämligen glömt att vara TACKSAM.


Det är maj nu och hittils i år har vi försökt överleva och lösa problem som vi har haft sedan i julas.

Under tiden har jag försökt övertyga mig själv att jag måste fokusera på det som är viktigt för mig personligen, att jag måste framåt, att jag måste bli stark och frisk.

Och det är kanske det som fick mig att orka.

Tills jag har blivit riktigt riktigt sjuk och kroppen behövde tre veckor för att återhämta sig (det är inte riktigt bra än...)

Under denna tid visste jag inte riktigt vad jag skulle ta mig till. Nivån av frustration har nått taket.

Allt som stod i vägen, allt som krävde min energi har jag varit förbannad på.

Allt.

Jag har ju bestämt att jag kommer överleva den svåra perioden om jag fokuserar på framgång.

Och det blev ju ingen framgång.

Snarare ett riktigt, riktigt bakslag.

Mina tidsplaner höll inte.

Jag förlorade lugnet.

Det enda jag fick blev några extra kilon som jag bär på och äcklas av.


I mitten av denna kamp (som mest utspelar sig inombords) har jag helt glömt bort allt det fina som jag faktiskt HAR.

Min underbara Son som är frisk. Som växer och utvecklas. Min kloka och starka Man, som är så mjuk och skör under ytan. Och flera andra i min familj här i Sverige som för en egen kamp med livet.

Alla vänner, fina människor som också kämpar med sitt.

All hjälp jag får på vägen till tillfrisknande.

Allt detta har jag glömt att vara tacksam för.


Jag skäms, men jag vet också att INSIKT är det första steget mot förändring.

Så idag är jag tacksam för insikten. Och den MAKT som var och en av oss besitter. Makten att ÄNDRA OSS. Och den eviga viljan att faktiskt GÖRA det. Trots motgångar.


Amen.

 

Nie ma co. Trzeba się przyznać.

Zbłądziłam.

Wczoraj dobry, mądry przyjaciel zebrał się na odwagę i trochę mną potrząsnął. Bo za długo już trwałam w błędzie.

 

Chodzi o to, że zapomniałam o WDZIĘCZNOŚCI.

 

Już maj a póki co poświęciliśmy ten rok głównie na przetrwanie i rozwiązanie problemów, które spadły na nas tuż przed zeszłoroczną Gwiazdką.

Próbowałam przekonać samą siebie, że w tym trudnym okresie muszę się skupić na tym, co dla mnie samej ważne, że muszę do przodu, że muszę walczyć o siłę i o własne zdrowie.

Może dzięki temu przetrwałam tak długo. Nie wiem.

Za to kiedy skończyły się siły i dopadła mnie fizyczna choroba, która rozłożyła mnie na łopatki na trzy tygodnie (nie jest jeszcze do końca dobrze…) wpadłam w kanał. Sięgając jednocześnie szczytu frustracji.

Wszystko, co stało na drodze do wyzdrowienia, wszystko, co wymagało ode mnie energii i uwagi wprawiało mnie w brzydką, szkaradną złość.

Wszystko.

Postanowiłam przecież, że przeżyję, jeśli skoncentruję się na poprawie.

A poprawa marniała w oczach.

Stając się bardzo szybko swoja własną karykaturą.

Mój plan zawiódł.

Spokój opuścił mnie.

Jedyne, co mi zostało, to kilka świeżonabytych, obrzydliwych kilogramów.

 

Skupiając się na tej strasznej walce (która głównie odbywała się w mojej głowie!) pozwoliłam wszystkiemu, co w moim życiu dobre i piękne zejść na dalszy plan.

 

Przecież mój Syn jest piękny i zdrowy. Rozwija się i na naszych oczach staje się wspaniałym Człowiekiem. Mój mądry i silny Mąż, tak delikatny i wrażliwy pod powierzchnią. Reszta mojej Szwedzkiej rodziny, każdy, kto na swój sposób próbuje przetrwać, walczy o szczęście.

Pomoc, jaką dostaję w drodze do wyzdrowienia.

To wszystko i wiele wiele więcej za co zapomniałam gdzieś po drodze być wdzięczna.

 

Wstyd mi, ale wiem również, że ŚWIADOMOŚĆ popełnianego błędu jest pierwszym krokiem w stronę zmiany.

Dziś więc jestem wdzięczna za tę świadomość. I za tę MOC, jaką każdy z nas w sobie nosi. Moc ZMIANY. I za niewyczerpaną CHĘĆ stawania się lepszym. Wbrew upadkom.

 

Wasze zdrowie!


Av Kasia - 27 april 2015 08:53

Ibland behöver man den bästa konjaken som finns i huset för att dämpa ångesten över att livet inte går som man hoppats att det skulle gå.

För att framstegen inte är sådana, som man räknat och planerat för.

När det är söndagskväll om man ska vara fräsch och utvilad efter helgen som varit och man vill bara krypa i fosterställning och gråta ett skvätt. Eller mycket hellre skrika.


Till sist var det den bästa Mannen i huset som räddade mig. Lyssnade. Försökte få fokus på fakta. Ville diskutera. Och - ännu viktigare - tystnade när jag sa att att jag inte orkade diskutera eller lösa något just då.

Att jag behövde bara ösa ur mig min frustration och känsla av att vara fångad i någon annans saga.


Idag är inget löst. Inget har mirakulöst förändrats under natten.

Men tillsammans med soluppgången fick vi ALLA en ny chans att göra saker annorlunda. Eller att SE på saker på ett annorlunda sätt.


För om gårdagens synsätt inte hjälpte oss, inte förde oss framåt, då kanske är det där vi ska börja?

Gräva där vi står och bit efter bit flytta oss från det som skaver. Eller bara byta perspektiv. Byta radiostation, ändra linsen i kameran. Eller sätta på ett annat filter. Kalla det som man vill men det är alltid sant: DET ÄR INTE PROBLEMEN I SIG SOM DEFINERAR VÅR VARDAG, HELA VÅRT LIV!, DET ÄR HUR VI SER PÅ DEM SOM GÖR DET. 


Ha en fin måndag och en bra vecka Alla. Snart är det MAJ! Vi lever!   

 

Zdarza się, że tylko najlepszy w domu koniak może zmniejszyć uczucie paniki, które wzbiera gdy się okazuje, że życie nie układa się tak, jak miało.

Bo postęp nie idzie w tym kierunku, w którym planowaliśmy, i na pewno nie w tym tempie, w jakim byśmy chcieli.

Jest niedzielny wieczór i idealnie byłoby czuć się wypoczętym i świeżym po mijającym weekendzie. Zamiast tego jedyne, co wydaje się racjonalne, to zwinąć się w pozycji embrionalnej i zapłakać. Albo lepiej wrzeszczeć.

 

W końcu okazuje się, że to jednak najlepszy w domu Mężczyzna (jedyny, nota bene, ale nie czepiajmy się szczegółów!) potrafi uratować sytuację. Posłuchać. Pomóc oddzielić fakty od wyobrażeń. Gotowy podyskutować. I jeszcze ważniejsze - gotowy zamilknąć, kiedy mówię, że dyskutować i naprawiać czegokolwiek nie mam teraz siły.

Bo potrzebowałam tylko wywlec, wyszarpać z siebie frustrację i uczucie bycia uwięzioną w cudzej bajce.

 

I oto wstał nowy dzień. Nic się na pozór cudownie samo nie zmieniło.

Jednak, razem ze wschodem słońca dostaliśmy WSZYSCY nową szansę, żeby zrobić coś inaczej. Albo spojrzeć na to samo w INNY sposób.

 

Ponieważ jeśli wczorajsza taktyka się nie sprawdziła, nie dała zamierzonych rezultatów, to może od tego trzeba zacząć.

I albo można spróbować kopać tam, gdzie się stoi i maleńkimi kroczkami przesunąć się w inne, wygodniejsze miejsce… Albo wystarczy zmienić perspektywę. Zmienić kanał. Zmienić soczewkę. Założyć inny filtr. Nazw jest wiele ale prawda zawsze ta sama: TO NIE NASZE PROBLEMY DEFINIUJĄ NASZĄ  CODZIENNOŚĆ, CAŁE NASZE ŻYCIE!, DEFINIUJE JE SPOSÓB, W JAKI TE PROBLEMY POSTRZEGAMY.

 

Owocnego poniedziałku i dobrego tygodnia życzę Wszystkim. Za chwilę MAJ!!! Żyć nie umierać!   

Av Kasia - 22 april 2015 16:01

Dziś Dzień Ziemi.

Nasza piękna Planeta.

 

Nasze centrum Wszechświata.

Czy dlatego tak niepokornie i nieostrożnie obchodzimy się z jej zasobami?

Uważamy jej istnienie za coś zupełnie oczywistego.

Widzimy Naturę jako niewyczerpalne źródło uciechy, pożywienia, wody, energii.

 

A taki mały śmieszny prawie fakt: ludzkość nie mogłaby przetrwać gdyby nie istniały lasy, które w procesie fotosyntezy zamieniają dwutlenek węgla w tlen. Za to lasy miałyby znacznie większą szansę na przetrwanie, gdyby to ludzie wyginęli.


Póki co słyszymy codziennie o ginących bezpowrotnie gatunkach zwierząt, które istniały na Ziemi dłużej niż człowiek. Lodowce, nawet wieczna zmarzlina, która topi się w zastarszającym tempie.


Powie ktoś: mam wystarczająco dużo własnych problemów, Ziemią mam się jeszcze martwić?

 

Może Pan Kowalski nie uratuje pszczół przed wyginięciem ale Pan Kowalski może nauczyć małego Jasia Kowalskiego szacunku dla Ziemi, po której chodzi i biega. Dla mórz i jezior, w których pływa. Dla lasów, po których wędruje. Może nauczy małego Jasia słuchać świergotu ptaków...

(posłuchaj mojego wiosennego nagrania!)
Bo my nie jeteśmy - miejmy nadzieję - ostatnimi, którzy chodzą po tej Ziemi....

Uczmy więc naszych Jasiów, Gustawów, Antosiów i Julie życia w symbiozie i harmonii z Naturą.

Uczmy ich czerpać spokój z leżenia na trawie i patrzenia w chmury. Radość z patrzenia na latające motyle.

Uczmy ich, że dla wszystkich jest tutaj miejsce, że ja i Ty nie jesteśmy najważniejsi i nie mamy specjalnych praw i przywilejów.

Myślę, że dzięki temu będą nasze dzieci wrażliwszymi i szczęśliwszymi ludźmi.


Love and peace within and On Mother Earth!   

Av Kasia - 19 april 2015 10:47

Zrobiłam wczoraj na facebooku zdjęcie pokolorowanej przeze mnie mandali posypały się pytania :)


Słowo Mandala oznacza okrąg, to motyw używany w hinduizmie i buddyzmie, rysowany rytualnie na piasku lub innych płaszczyznach symbolizujący jedność z kosmosem i nieskończonością. Używa się ich czasem do medytacji. Są piękne, harmonijne, przykuwają i koncentrują uwagę.

Niewiele więcej wiem o rytualnym czyreligijnym używaniu tych symboli. Pierwszy raz zetknęłam sie z nimi w szkole u przyszywanej córki. Rozdawano je dzieciom do kolorowania :)


W moim obecnym stanie zdrowia (słabo toleruję stres i trudno mi się skupić) i z dawnymi destrukcyjnymi tendencjami (wszystko musze zrobić na raz i to idealnie) malowanie mandali jest cudownym sposobem na ćwiczenie właśnie tych "mięśni", które odpowiadają za równowagę, skupienie, i zamierzoną powolność.


Kiedy więc już przekonam siebie, że takie malowanki to nie strata czasu dla STAREJ BABY (1 sukces!)...

Wychodzą cudowne dzieła.

Czasem dołącza Syn i wtedy ćwiczę cierpliwość i akceptację tego, że może kolory nie po mojej myśli, i trochę powychodzone za linię (2 sukces!)...

Najtrudniej jest pokonać i powściągnąć myśli o tym, ile jeszcze zostało części do pomalowania i jak szybko moge przejść do następnego koloru.... i zaakceptować przemalowane przez Sześciolatka na wylot elementy (3 sukces!)...

Polecam, kiedy ktoś nam "podniesie ciśnienie", kiedy w telewizorze nie ma na co patrzeć, kiedy paluszki same sięgają do facebooka a potem jest niesmak, że sie cudzym zyciem bardziej interesuję niż swoim...


Koncentrując się na kolorowaniu można obezwładnić natrętne i niechciane myśli skupiając się zwyczajnie na każdym pojedynczym pociągnięciu kredki, mazaka, pędzla...

Można też dzięki osiągniętemu skupieniu niejako "za jednym zamachem" przemyśleć coś ważnego, podjąć odkładaną długo decyzję, zastanowić się nad życiem.

 

Mandale można wydrukować prosto z internetu.

Ja kupuję czasem takie małe "tomiki" w sklepie TIGER.

  

Jeszcze tyle godzin tej pięknej niedzieli zostało.

Może u kogoś powstanie piękna, barwna mandala i np. nowe plany na przyszłość...


Love and peace within!   

Av Kasia - 15 april 2015 13:10

Jakoś nie złozyło się wcześniej, żeby tym się podzielić, ale pod koniec marca wysokie obcasy GW opublikowały fragmenty moich przemyśleń na temat emigraji pomysłow ze Szwecji do Polski. Można je przeczytać TUTAJ a cały tekst zamieszczam poniżej. Taka ciekawostka.

Zapraszam!


Po trzynastu latach poza granicami Polski przerywanych sporadycznymi wizytami w kraju traci się rachubę tego, co w kraju nowe.

W moim przypadku próba idealizacji i gloryfikacji mojej ojczyzny posunięta jest tak daleko, że słowo kraj chciałam przed chwilą napisać wielką literą!

Kiedy przyjeżdżam pielgrzymuję do dawnych miejsc, odświeżam wspomnienia i rytuały z dawnych lat. Tak, jakby nic się nie zmieniło.

Dziś, z perspektywy tego tematu, uświadamiam sobie, jakie to uwsteczniające.


Wiele rzeczy się w Polsce zmieniło.

Ludzka mentalność zmienia się szybciej, niż to służy naszemu społeczeństwu.

Ba! Emigracja produkuje zupełnie nowe zjawiska społeczne.

Ciekawe jest dla mnie to, jak krajobraz społeczny, kulturowy, a nawet kulinarny zmienia się z powodu dużej ilości emigrantów napływających z różnych stron świata do kraju pomocowego, jakim jest Szwecja.

Do Polski nikt tak chętnie nie emigruje. Wręcz przeciwnie. Ale nasz polski krajobraz zmienia się mimo wszystko pod wpływem tego, czego emigrujący i powracający Polacy uczą się za granicą i co zabierają ze sobą do Ojczyzny.

Oto lista rzeczy, które ja chętnie zabrałabym ze sobą ze Szwecji:


WYLIZYWARKA

Jest taki przedmiot, który być może istniał w polskich domach od dawna, ale mi był zupełnie nieznany. Zobaczyłam go po raz pierwszy tutaj w Szwecji i przy każdej wizycie w Polsce staram się obdarować nim każde gospodarstwo domowe, które odwiedzam.

Nazwę go WYLIZYWARKĄ DO NACZYŃ.

Na początku uznawałam go - z przekąsem - za symbol oszczędności i przesadnej zaradności Szwedów. Później stał się to dla mnie nawet symbol zmarnowanego dzieciństwa.

Gumowa szpatułka, która jest w stanie wyskrobać talerze, garnki i miski z resztek jedzenia tak dobrze, że wyglądają jak nowe. Ze współczuciem myślę o szwedzkich dzieciach, które nigdy nie zaznały szczęścia, jakim jest wsadzenie głowy do kamiennej misy po ukręcaniu sernika i wyskrobywanie resztek. A masy tortowe? A bita śmietana? Wcale się nie dziwię, że szwedzkie dzieci nie garnął się do pomocy w kuchni. Bo po co?

     


NIE MA ZŁEJ POGODY, SĄ TYLKO ZŁE UBRANIA

Szwedzkie dzieci, które ze względu na swój młody wiek nie zostały jeszcze pochłonięte przez wirtualny świat social media, są zwykle… na dworze! Bez względu na pogodę. W całej Skandynawi panuje przekonanie, że nie ma złej pogody, jeśli się ma stosowne ubrania.

Na południu Europy mówi się, że ze Szwecji, i od Szwedów wieje chłodem. Do tego drugiego jeszcze wrócę. Natomiast sprawa klimatu jest dyskusyjna. Wiele razy porównywałam różnicę temperatur między Warszawą a Sztokhomem i nie rzadko zdarza się, że to w Warszawie jest chłodniej. Jednak okres zimowy jest tutaj tradycyjnie dużo dłuższy. Najgorzej jest od października do marca. Okres późnej jesieni i przedwiośnie to czas nierzadko mokry i bardzo wietrzny. Mimo to dzieci nie przechowuje się przed telewizorami czy w zatłoczonych przedszkolnych salach. Biegają po dworze niezależnie od pogody, uzbrojone w zatrzymujące wiatr i wilgoć a jednocześnie oddychające ubrania. Funktionskläder, jak je się tutaj nazywa. Nazwa bardzo sugestywna. Ubrania, które kupuje się dla ich funkcji a nie a nie tylko z powodu designu i nazwiska na metce.

Lecz proszę się nie łudzić. Nawet te ubrania “noszą nazwiska”, jak Helly Hansen, Didriksons czy Björn Borg i kosztują tyle samo, co markowe ciuchy. Niezależnie od rozmiaru.

Dla przykładu spodnie, które kupiliśmy synowi sześciolatkowi, który chodzi do przedszkola na wolnym powietrzu kosztują jak ubranie dla dorosłych ale są tak szczelne, że przy skórze dzieciak jest suchy nawet, kiedy wyciągam go z kałuży.



Bycie na powietrzu nie tylko hartuje ale też bardzo zmniejsza rozprzestrzenianie się chorób. Dzieciaki się zwyczajnie od siebie nie zarażają tak łatwo na dworze. I uczą się, że coś takiego jak pogoda nie musi ich ograniczać. Czerpią też bardzo wiele z kontaktu z naturą. Uczą się w lesie nie tylko koordynacji ruchowej ale i rachunków. Bo liczyć można się nauczyć tak samo efektywnie na szyszkach jak na plastikowych patyczkach. A może bardziej. Czytałam, że spacery po lesie robią z nas lepszych matematyków. Tego bardzo bym życzyła wszystkim polskim dzieciakom; przez okrągły rok.

 


BUTOŁAMACZ

Pozostając nadal w dziecięcym świecie chciałabym pokazać bardzo interesujące urządzenie, którego w Polsce jak do tej pory jeszcze nie widziałam, ale może to dlatego, że zwykle będąc w Polsce nie chodzę do przedszkola.

Skokneckt, w dosłownym tłumaczeniu, BUTOŁAMACZ, czyli bardzo proste urządzenie do ściągania ze stóp wyjątkowo zabłoconych lub ośnieżonych butów.

 

Wystarczy złapać za poręcz i przesadzić stopę przez otwór. Potem umieścić zapiętek buta w zagłębieniu i pociągnąć zapierając się z całej siły o poręcz. Piszę z całej siły, ponieważ najpewniej zdejmujący zapomniał odpiąć wcześniej rzep. W przypadku mojego syna jest tak w jedenastu przypadkach na dziesięć.

Do urządzenia tego podchodziłam, jak do wszystkiego w Szwecji, raczej sceptycznie na początku. Prawie, jak do czegoś tak zbędnego jak dzisiejszy selfie stick. Szybko okazało się jednak, jak bardzo ułatwia ono przedszkolne życie. I pedagogom, i rodzicom a przede wszystkim dzieciom, które nie zapominają, wbrew moim największym obawom, jak zdejmować buty bez użycia butołamacza.


SZCZOTKI DO BUTÓW

Skoro przy butach, i do tego brudnych!, już jesteśmy. Pamiętam ze starych czasów w Polsce wmurowane przy klatkach schodowych w blokach niskie metalowe pręty, ułożone poziomo. Nie wiedziałam w dzieciństwie do czego służą. Dużo dużo później ktoś mi opowiedział, że to do zdrapywania błota! Nie wiem do tej pory, czy to prawda, ale nie mam powodu, żeby wątpić.

Szwedzi poszli w tej dziedzinie o krok dalej. W okresie zimowym wystawiają przy wejściach do budynków, biur, gabinetów fryzjerskich, siłowni, wszędzie dosłownie szczotki do czyszczenia butów.

Nie mówię o hotelowych pucerkach do czółenek i mokasynów, tylko o trzech wielkich, ulicznych szczotach zbitych ze sobą w celu obczyszczenia buta z błota a podeszwy z gruzu i piasku. Ponieważ wraz z pojawieniem się pierwszych przymrozków na sztokholmskich ulicach natychmiast wysypywany jest gruboziarnisty piasek. Małe kamyki, które wnosi się na butach wszędzie i niszczy parkiety. A Szwedzi są bardzo uczuleni na jakość swoich parkietów. Do tego stopnia, że nawet zapraszając na wystawne przyjęcie do własnego domu, do stroju wieczorowego uprasza się o niezakładanie szpilek. Wszyscy i tak pod drzwiami zdejmują buty i tak panowie do eleganckich garniturów “śmigają” w skarpetach, a panie w eleganckich sukienkach ślizgają się w pozaciąganych na stopach pończochach. Taki styl.

A szczotki wyglądają tak:

 

(Napis głosi: Proszę wyszczotkuj buty! Chcemy jak najmniej gruzu i błota w naszym lokalu.)



ROWERY

Pogoda, jak widać warunkuje wiele zachowań. Zmusza do pomysłowości i ułatwiania sobie życia.  Ale także, jak to widać w Szwecji, można się z nią zaprzyjaźnić. Albo chociaż oswoić. Zaprzyjaźnione z rozkapryszoną aurą dzieci stają się takimiż dorosłymi. Dzięki temu wielu Szwedów bez względu na pogodę podróżuje do pracy na rowerach. Nie wygląda to tak, jak w Amsterdamie, gdzie ludzie w garniturach i garsonkach, na szpilkach, z rozwianymi włosami, z laptopami w koszach szusują beztrosko po malowniczych uliczkach.

W Sztokholmie rowerzysta ma ZAWSZE kask, odblaskowe ubranie i bardzo silne lampy. Mam takiego rowerzystę w domu, który do swojego oświetlenia ma w plecaku generator a zimą jeździ na oponach z kolcami. Plecak i kask obciąga odblaskowymi pokrowcami. Buty, które mówią “klik” i wyglądają na śmiertelnie niebezpieczne chroni przed błotem i mrożącym stopy wiatrem parą specjalnych pokrowców w kształcie przypominających gigantyczne, kosmiczne baletki.

Prawdopodobnie za cenę swojego wyposażenia i roweru mógłby kupić mniejszy samochód osobowy. Jednak cena nie jest w tym przypadku jedynym decydującym parametrem. Dzięki własnemu rowerowi nie trzeba jeździć kontenerem bakterii, jak czasem nazywane jest metro. Nie trzeba płacić za bilet a do tego ma się zapewnioną codzienną gimnastykę. Wszyscy, oprócz transportu publicznego na tym zyskują, również środowisko!

Cały ten rowerowy aparat jest możliwy tylko dlatego, że pracodawcy w Szwecji są zobowiązani do zapewnienia pracownikom prysznica, który jest nieodzowny po 10-15 kilometrowej przejażdżce po zabłoconych drogach. Promujący zdrowy stylu życia pracodawca zapewnia też szatnie do suszenia sportowej odzieży i specjalnie zabezpieczane boksy na rowery. Są one jak wszędzie smakowitym kąskiem dla mafii rowerowych.

Jest nawet w Szwecji taki niesmaczny żart: Dlaczego należy unikać potrącania Polaka jadącego rowerem? Bo to może być twój rower!


POKÓJ ODPOCZYNKU

Kolejna rzecz, którą Szwedzki pracodawca zapewnia swoim pracownikom, a na co długo przyjdzie czekać polskiemu pracownikowi jak mi się wydaje, to pokój do odpoczynku w miejscu pracy. Pomieszczenie z łóżkiem zaścielonym jednorazową pościelą, z lampką, nierzadko przyciskiem przywołującym pomoc w razie poważniejszych problemów zdrowotnych. Można się w nim zaszyć na szybką, odświeżającą drzemkę po lunchu. Nie trzeba nikomu dokumentować przebiegu czy symptomów choroby. Odpoczynek w czasie pracy się każdemu w razie potrzeby należy.

Zdarzył się w mojej karierze jeden taki dzień, w którym przyjechałam do pracy, przeleżałam dwie godziny w pokoju odpoczynku, i… wróciłam do domu, ale to już inna, bardzo długa historia.


ŻYCIE ZACZYNA SIĘ NA EMERYTURZE

Z naszych polskich realiów pamiętam, że ludziom starszym nie starcza na leki, że są zdani na łaskę i niełaskę swoich bliskich, są słabi, schorowani i modlą się nierzadko o szybką, bezbolesna śmierć, która zabierze ich z tego padołu łez. Tutaj widzę siwe, pełne energii starsze panie, które nie boją się rezygnować z wszechobecnej szarości na rzecz bardziej żywych kolorów. W pobliskim lesie widuję całe grupy emerytek na wspólnych spacerach z psami. Śmieją się, wymieniają poglądy, nigdzie im się nie spieszy. Bo mąż, jeśli jeszcze żyje!, pojechał grać w golfa z kolegami seniorami.

 

Oczywiście, golf to być może sprawa statusu społecznego, nie wiem, nie grywam. Wiem natomiast, że mieszkająca niedaleko mnie para emerytowanych nauczycieli (czyli średnia grupa zarobkowa) golfuje, jeździ na biegówkach, na łyżwach i.. dojeżdża wszędzie rowerami. Inni, ci bardziej schorowani poruszają się za pomocą tzw. rulatorów, czyli chodzików na kółkach z siedziskiem do odpoczynku, z koszykiem na sprawunki i hamulcem jak od roweru! Żyć nie umierać!

Życie zdaje się zaczyna kwitnąć na emeryturze. Nawet bez pomocy dorosłych dzieci. Ponieważ opieka taka tradycyjna, polska, międzypokoleniowa, jest dość rzadko spotykana. A mimo to są wyjazdy wozami kempingowymi, wynajęte sezonowo domki w Hiszpanii czy Thailandii. Wielu starszych ludzi leczy się z nabytego w zimnym klimacie reumatyzmu mieszkając większą część roku np. na Malcie czy Cyprze.

Starsi ludzie są nadal ciekawi świata. Chcą się rozwijać. Chodzą na kursy, łączą się w pary. Żyją!

Jest to jak sądzę naturalną kontynuacją zdrowszego, wygodniejszego, bardziej zamożnego stylu życia już za młodu. Myślę, że i my do tego dojdziemy za jakiś czas.



NA DYSTANS

W Polsce bardzo doskwierała mi zawsze powszechna ciekawość. Niestety nie do końca podyktowana chęcią spotkania się z drugim człowiekiem na płaszczyźnie intelektualnej. Chodzi mi raczej o wścibskość. A do tego to swoiste - charakterystyczne dla pewnego wieku - stamozwańcze prawo wypowiadani się na temat wyborów drugiego człowieka. “A nóż poszło jej oczko pod tą elegancką spódniczką! Gdzie też taką krótką miała odwagę założyć, do takich grubych nóg. W tym wieku! Ja to bym nigdy…. “

“No i patrz! Dzieciaka posadził, a tu starsza kobieta stoi i się słania na nogach. Znieczulica!”

W Szwecji tego nie ma! Ludzie unikają siebie jak mogą. Dają sobie nawzajem przestrzeń i źle znoszą, kiedy ktoś tę niewidzialną linię intymności przekroczy. Nie lubią być zaczepiani w metrze, nie interesują się swoimi współpasażerami. Można by to na upartego nazwać ignoranctwem, ale tu nie o to chodzi. Tu chodzi mianowicie o integralność osobistą i przestrzeń własną.

Pierwsi pasażerowie wagonów metra chętnie zajmują samotne miejsca jak najdalej od sąsiada.

 

Parkowanie na pustym parkingu też odbywa się w określony sposób. Po co się niepotrzebnie spoufalać, skoro miejsca jest dość.

Mi to bardzo odpowiada, nie tylko dlatego, że słabo parkuję!

 


PSIE PRZEDSZKOLA

Szwedzi ciągle są posądzani o znieczulicę, i o ten swój przysłowiowy już chłód. Jednak uważam, że każdemu dobrze by zrobiło skoncentrowanie się na własnych sprawach od czasu do czasu.

Poza tym bardzo dobrym przykładem na wysoką wrażliwość ludzi w tym kraju, którą chętnie chciałabym przenieść na nasze polskie podwórko jest humanitaryzm i opieka nad zwierzętami. Coś podpowiada oczywiście w głowie z cicha, że społeczeństwo, w którym wielu ludzi nadal żyje w biedzie, gdzie dzieci chodzą głodne i zmarznięte ma inne priorytety pomocowe. Jednak wiadomo, że jedno nie wyklucza drugiego. Prawda?

Wielu właścicieli czworonogów na pewno chętnie skorzystałoby z genialnego rozwiązania jakim są tutejsze przedszkola dla psów. Ci, którzy z różnych powodów nie mogą zabrać ukochanego czworonoga ze sobą do pracy (bo to też jest tutaj możliwe!), mogą umieścić swoje zwierze w przedszkolu. U osoby, lub w większej organizacji, która psa, razem z grupą kolegów różnych ras i rozmiarów, wyprowadzi na spacer, nakarmi, poklepie, czasem nawet poczyta bajkę. Dosłownie!

Jeśli pies potrzebuje dużo ruchu, może wybrać się na całodniową wycieczkę w teren. Wystarczy dostarczyć swojego ulubieńca w umówione miejsce, gdzie rano czeka autokar z obsługą. Podczas kiedy ty pracujesz, twoje zwierze biega po lasach i ma się świetnie.


JAKOŚĆ ŻYCIA i DUCHOWOŚĆ

Ostatni, najbliższy memu sercu temat, jest na tyle trudny do opisania, że prawie chciałam z niego zrezygnować. Szwedzi są  w tej dziedzinie o kilka kroków dalej od nas Polaków.

My nadal utożsamiamy szczęście i spełnienie z sukcesem zawodowym, dostatkiem, nawet statusem społecznym. Długo mi zajęło zrozumienie tego że tutaj pojęcie spełnienia tożsame jest bardziej z czasem, jaki można poświęcić sobie, swoim najbliższym, swoim zainteresowaniom. Że wymarzona praca to nie tak, która daje największe dochody, lecz taka, która daje satysfakcję, ma znaczenie społeczne, i jest ciekawa.

Nie wątpię, że są Polacy, którzy tak właśnie żyją już dziś, dla mnie jednak kiedy opuszczałam Polskę było to zjawisko zupełnie nieznane. Bo jak często zwrotu “dobrze się bawić” używa się w Polsce w kontekście pracy zawodowej? Może dzisiaj już częściej niż mi się wydaje. Jednak tutaj jest to jeden z kluczowych zwrotów w ogłoszeniach o pracę. Co automatycznie nie oznacza, że szwedzki rynek pracy to jeden wielki plac zabaw. Przeciwnie. Szwedzi swoją pracę traktują bardzo poważnie. Towarzyszy im jednak w życiu jakaś lekkość bytu, której nie pamiętam z Polski.

Zdaję sobie sprawę, że ten stan jest w prostej linii połączony z dobrobytem i z funkcjonowaniem państwa pomocowego. My Polacy mamy swoją historię i swój bagaż, który zawsze będzie nas odróżniał od innych narodów, jednak marzę o tym, żebyśmy nasz dobrobyt już wkrótce mierzyli czym innym niż polskim złotym.

A nasza duchowość czym innym niż wyznawaną wiarą. Ale to już temat na oddzielny artykuł.


Presentation


Embracing the NOW, Zebra-style.

Links

Ask Kasia

16 besvarade frĺgor

Latest Posts

Categories

Archive

Guest Book

Calendar

Ti On To Fr
       
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
<<< Juli 2016
>>>

Tidigare år

Search

Statistics


Ovido - Quiz & Flashcards